Skupienie.
Muszę być skupiona.
Zacisnęłam dłonie i wzięłam głęboki oddech. Poczułam zapach,
jaki panuje w sklepach ze starymi meblami. Wypuściłam głośno powietrze i
otworzyłam oczy.
- Jesteś gotowa? – spytał Dumbledore, a ja kiwnęłam głową. –
Dobrze. W takim razie pomyśl o tym, co robi panna Granger – wskazał na
Hermionę, która stała przy starym, drewnianym regale. – Zaś ona chwyci za
dowolną książkę. Kiedy wizja się skończy, powiesz jej tytuł, a wtedy moje
przypuszczenia się potwierdzą – zakończył dyrektor, poprawiając swoje okulary
połówki na nosie.
- Czyli jakie przypuszczenia? – spytałam rozluźniając mięśnie
na całym ciele.
- Dowiesz się, jeśli eksperyment się uda – zaśmiał się
Dumbledore. – A teraz zamknij oczy i działaj.
Moje powieki
opadły. Starałam się oczyścić umysł ze wszystkich niepotrzebnych na tę chwilę
wspomnień. Musiałam myśleć tylko i wyłącznie o Hermionie. Hermiona, Hermiona,
Hermiona. Ale jak miałam to wykonać? Totalnie nie mogłam się skupić, moje myśli
krążyły tylko wokół jednego tematu. Od swojego wtorkowego wykłady na temat
„Moje osiągnięcia to jedno wielkie szczęście” Harry wyraźnie posmutniał.
Chodził całymi dniami ze spuszczoną głową, a jak się odzywał, to tylko na temat
quidditcha lub zadań domowych. Zaczynało mi już brakować jego uśmiechu i
przyjacielskich rozmów. Co on myślał? Że przez te ciche dni my tak po prostu
zapomnimy o pomyśle prywatnych lekcji obrony przed czarną magią? Oj, mylił się.
W czwartek
Tom powiedział, że po prostu świruję i wyjaśnił, że Harry, jak każdy facet,
potrzebuje parę dni na poukładanie sobie wszystkiego w głowie. Lizzy miała
natomiast zupełnie inne zdanie. Według niej powinnam przemówić Potterowi do
rozsądku, żeby nie unikał niewygodnych tematów niczym niezdecydowana nastolatka.
Postanowiłam jednak działać jak poradził Tom, bo co jak co, ale on bardziej zna
się na męskiej psychice niż Lizzy.
Podobną
sytuację miałam z Draconem. Nie podziękowałam mu za to, że uratował mi w pewnym
sensie tyłek, wymazując pamięć Potterowi. Może mam zbyt przerośnięte ego, albo
po prostu się zbyt wstydzę. Ale zawsze, jak mijałam go na korytarzu, lub
widziałam go siedzącego przy ławce na lekcjach, to miałam ochotę podejść i po
ludzku pogadać…
Dobra,
koniec. Trzeba wykonać ćwiczenie, czyli pomyśleć o Hermionie. Przypomniałam
sobie nasze pierwsze spotkanie, wspólne dni spędzone na Grimmauld Place 12, to,
jak rozmawiałyśmy szczerze w kuchni, kiedy obiecałam ją chronić… Jak na
zawołanie zobaczyłam smukłe dłonie sięgające po stary egzemplarz Opowieści z Narnii. Prychnęłam i
otworzyłam oczy.
- C.S. Lewis? Od kiedy profesor czyta literaturę mugolskiego
pisarza?
- Od czasu, kiedy odkryłem, ile kryje się w niej magii –
Dumbledore uśmiechnął się znacząco.
- To jak? Pańska teza się potwierdziła? – wtrąciła Hermiona,
odkładając książkę na miejsce.
- Jeszcze chwila – dyrektor podszedł do mnie. – Teraz pomyśl
o profesor Umbridge i spróbuj wywołać wizję.
Skrzywiłam
się na samą wzmiankę o tej podłej Landrynce, ale cóż. Ponownie się skupiłam.
Porcelanowe talerze z kotami, różowy żakiecik, słodkie buciki. Nic, żadnego
obrazu. Pokręciłam głową.
- To teraz to samo, tylko z Lavender Brown – zarządził
Dumbledore.
Chwila
spokoju, ciszy i…
- Znowu nic, totalna pustka – powiedziałam zrezygnowana.
- Cudownie, siadajcie – dyrektor zwrócił się do mnie i
Hermiony. Lekko zdziwione wykonałyśmy polecenie i zajęłyśmy miejsca naprzeciwko
profesora.
- Lucy… Twoje wizje są pewnego rodzaju darem – zaczął
łagodnie Dumbledore. – Widzisz tylko oczami tych, z którymi nawiązałaś silną
więź emocjonalną albo w jakiś sposób ich kochasz. Nie mówię tu tylko o miłości
erotycznej. Chodzi też o taką przyjacielską, do rodziców lub do osoby, na
której w pewien sposób ci zależy… - zrobił krótką przerwę, wciągnął głośno
powietrze i następnie je wypuścił. – Nie wiem, kto obdarzył cię tą
umiejętnością, ale najwyraźniej zrobił to w trosce o ciebie, abyś zawsze mogła
wiedzieć co dzieje się z twoimi najbliższymi – jego kąciki ust powędrowały
lekko ku górze.
- Ale panie profesorze… – zaczęłam powoli, lecz nie było dane
mi skończyć.
- Tak, spokojnie. Zajmę się poszukiwaniami tej osoby –
oświadczył spokojnie Dumbledore. – Nie obiecuję szybkich efektów, ale się
postaram.
- Dziękuję – powiedziałam pełnym wdzięczności tonem.
Kiedy
wychodziłyśmy z gabinetu dyrektora, życząc mu miłego dnia, on stał obok okna i
nieobecnym wzrokiem patrzył w przestrzeń.
~*~
Dwie godziny
później na obiedzie dźgałam bezmyślnie widelcem kotlet z kurczaka. Tej sytuacji
od jakiegoś czasu przypatrywał się Ron.
- Line, wiesz że ten ptaszek już dawno nie żyje i nie musisz
go dobijać? – spytał nie odrywając wzroku od mojego jedzenia.
- Co? – zerknęłam na niego zupełnie rozkojarzona.
- Twój kurczak – wskazał na mój talerz. – Tak go
maltretujesz, że nawet po śmierci słyszę jego piski – skwitował rudzielec, a
siedząca obok mnie Hermiona zakrztusiła się ze śmiechu. Ron wyprostował się z
satysfakcją na siedzeniu, a ja po raz kolejny tego dnia zaczęłam rozmyślać o
obecnej sytuacji.
Po minucie
lub dwóch bezwiednie spojrzałam w stronę Draco. Trzymał w ręku szklankę z
sokiem dyniowym i rozmawiał o czymś ze swoim przyjacielem – Blaisem Zabinim.
Obaj byli czymś wyraźnie rozweseleni i co chwila sprawdzali, czy nikt ich nie
podsłuchuje.
W pewnym momencie wzrok Malfoy’a spoczął na mnie. Nasze
spojrzenia się spotkały, a mnie totalnie sparaliżowało. Czułam, że nie mogę
poruszyć żadną z kończyn. Jak to zazwyczaj bywa w takich momentach, moje serce
na chwilę się zatrzymało, wstrzymałam powietrze, a policzki zarumieniły się do
granic możliwości. Było mi trochę głupio, ale nie odwróciłam wzroku. Wtedy
właśnie, w tamtym konkretnym momencie Draco się uśmiechnął. Oczywiście nie
wyszczerzył zębów jak dziecko, które dostało właśnie nową zabawkę. Nie, to był
zupełnie normalny, przyjazny uśmiech. Całe obecne przed chwilą napięcie
zniknęło w jednej sekundzie. Już miałam odpowiedzieć Draconowi tym samym,
jednak przeszkodził mi Tom, który „zupełnie przypadkiem” idąc obok stołu
Gryffindoru zauważył mnie i usiadł obok Rona. Wszystko wskazywało na to, że
jego plan, aby odizolować mnie od Draco, wszedł w życie.
- Co tam słychać, moje ulubione Gryfiaki? – spytał,
nakładając sobie na talerz ogromną porcję kulek ziemniaczanych. Widząc moje
poirytowanie puścił mi oczko w stylu „Widziałem, co się kroiło, Lucy!
Uratowałem cię przed tym platynowym potworem Slytherinu!” Spiorunowałam go
wzrokiem, na co on posłał mi całusa. Oj, gdyby tylko spojrzenie mogło wypalać
dziury…
- O ile wiem, to Hufflepuff jada gdzie indziej – zauważyłam
złośliwie, a Tom przewrócił oczami.
- U nas wszystko w jak najlepszym porządku, Tom – Hermiona
szturchnęła mnie w ramię trochę mocniej, niż to było konieczne. – Dzięki, że
pytasz.
- A Potter? Przeszły mu te humorki? – zapadła grobowa cisza.
– Aha… czyli nie.
Przez chwile
nikt się nie odzywał, aż w końcu głos zabrała Hermiona.
- Tak nie może być. Musimy coś z nim zrobić…
- Coś zrobić z kim? – Harry pojawił się znikąd i usiadł obok
Toma. Już chciałam zabrać głos, jednak Hermiona okazała się być szybsza.
- To raczej nie jest czas i miejsce na tę rozmowę… -
oznajmiła, a Ron posłusznie jej przytaknął.
Harry
westchnął, poprawił sobie okulary i pochylił się w naszą stronę.
- Dobra, przepraszam, że unikałem rozmów na temat obrony
przed czarną magią. Nadal jestem temu przeciwny, jednak nie mówię, że to moja
ostateczna decyzja – tutaj zrobił przerwę, bo Hermiona głośno i szybko
wciągnęła powietrze, jakby miała się nim zachłysnąć. – Przepraszam też, że
byłem taki humorzasty, ale musiałem wszystko sobie na nowo przemyśleć.
Wszyscy
uśmiechnęliśmy się do niego, a Harry odpowiedział tym samym.
- Dobrze jest mieć cię z powrotem, Harry – powiedziałyśmy z
Hermioną jednocześnie.
- A nie mówiłem? – wyszeptał do mnie Tom i uniósł swoją
szklankę z sokiem, jakby chciał wznieść toast.
~*~
Reszta
obiadu minęła tak, jak każdy mógł się spodziewać. Śmialiśmy się, żartowaliśmy,
obgadywaliśmy nauczycieli. W takiej atmosferze rozstaliśmy się z Tomem i
pomaszerowaliśmy do Pokoju Wspólnego, gdzie czekali na nas Fred, George i
Ginny.
- Czas rozpocząć pierwszą rundę konkursu! – George klasnął w
dłonie, kiedy usiedliśmy na kanapie.
Hermiona
prychnęła i tupiąc donośnie poszła do dormitorium, natomiast ja, Ron i Harry
usadowiliśmy się wygodniej wyraźnie podekscytowani.
- Macie czas do jutra do śniadania, aby dać nam gotową
kopertę z pomysłem na dowcip, którym zaszczycicie naszą kochaną panią profesor
Landrynkę. Następnie do piątku żart musi zostać zrealizowany – wyjaśnił Fred i
popatrzał każdemu z nas w oczy.
- Wszystko jasne? – spytała Ginny, na co pokiwaliśmy głowami.
– No to do roboty! – i trójka rodzeństwa, od teraz nasze czcigodne jury, wyszła
z Pokoju Wspólnego Gryffindoru.
- Lecę do Lizzy! – Ron zerwał się z kanapy. – Mamy niecałe 24
godziny! – wykrzyknął i już go nie było.
Przez chwilę
panowała cisza. Moje myśli szalały, ale nic nie przychodziło mi do głowy.
- Miałam tyle pomysłów, ale teraz nic, kompletne zero – jęknęłam.
- Mam to samo… - Harry gapił się na kominek. – Może pogadajmy
normalnie, a coś pewnie wymyślimy po jakimś czasie – zaproponował,
a ja przytaknęłam. Chwyciłam poduszkę, przytuliłam ją i zwinęłam się w kłębek.
– To jak u ciebie? Ron mówił, że miałaś dziś kolejną lekcję u Dumbledore’a.
- Tak i była ze mną jeszcze Hermiona. Wyjaśniło się w końcu,
dlaczego mam te dziwne wizje.
- O, robi się ciekawie – Potter przysunął się do mnie. – Mów
dalej!
- To jest pewnego rodzaju dar. Jeśli pomyślę o kimś, z kim
wiąże mnie szczególna więź, na przykład miłość, to mogę zobaczyć, co się z nim
aktualnie dzieje, co robi, czy jest w niebezpieczeństwie… - wyjaśniłam i nagle
sobie coś przypomniałam. Miałam wizje z Harrym… najwyraźniej on pomyślał o tym
samym, bo uśmiechnął lekko.
- Widziałaś, co robię u Umbridge, czyli to znaczy… Czujesz
coś do mnie? – spojrzał mi w oczy. Zamarłam.
Co ja miałam mu odpowiedzieć? Że już od sierpnia nie jest mi zupełnie obojętny?
Że kiedy widzę, jak Cho Chang na niego patrzy, to mnie krew zalewa? Że martwię
się o niego jak nie wiem co?
- Zdecydowanie mi na tobie zależy – odpowiedziałam w końcu.
- Mi na tobie też – Harry pokonał dzielącą nas odległość i
mnie przytulił.
Potem
rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym. Cieszyłam się, że w końcu mogłam spędzić
tyle czasu sam na sam z przyjacielem. Od naszego spontanicznego pocałunku nie
było okazji aby szczerze pogadać, więc mieliśmy sporo do nadrobienia.
~*~
Nim się
obejrzeliśmy nadszedł czas kolacji. W pośpiechu zbiegliśmy do Wielkiej Sali coś
przekąsić i w przeciągu piętnastu minut znowu siedzieliśmy na kanapie przed
kominkiem i nadaremno próbowaliśmy wymyślić dobry dowcip. Co jakiś czas
zaglądała do nas Hermiona, aby przypomnieć tam, że ta cała zabawa jest zakazana
i, że jak zostaniemy przyłapani, to możemy pożegnać się z Hogwartem.
Puszczaliśmy te uwagi mimo uszu i dalej wyciskaliśmy z siebie siódme poty, aby
stworzyć najoryginalniejszy żart w historii.
Około
północy powoli zaczęliśmy dawać za wygraną. Harry co chwila przecierał oczy,
które same zaczęły mu się zamykać ze zmęczenia, a ja ziewałam jak opętana. W
pewnym momencie nie wytrzymałam, zeskoczyłam z kanapy i zaczęłam chodzić tam i
z powrotem po dywanie.
- To bez sensu – jęknęłam. – Odrzuciliśmy już tak wiele
pomysłów, że aż głowa boli…
- Może po prostu dajmy Umbridge do zjedzenia mordoklejkę –
zaproponował Harry. – Przynajmniej nie będziemy musieli jej słuchać przez
jakieś dwie, góra trzy godziny.
- Nie, to zbyt oklepane – usiadłam na poręczy ogromnego,
czerwonego fotela. – A gdyby zaczęła nagle pluć czymś ohydnym…?
- Ron pluł ślimakami na drugim roku – powiedział Potter,
krzywiąc się na samą myśl o tym wspomnieniu.
- Ślimaki byłyby za dobre dla tej Ropuchy… – stwierdziłam, po
czym mnie olśniło. – Harry, czy ty myślisz o tym samym, co ja?
Zielonooki
zmarszczył czoło, spojrzał na mnie badawczo, chwilę pomyślał, po czym
uśmiechnął się złowieszczo.
- Znam nawet idealne zaklęcie – oznajmił, przybijając ze mną
piątkę.
Resztę nocy
spędziliśmy na dopracowywaniu naszego planu. Kiedy już wszystko uzgodniliśmy,
spisałam nasze pomysły na kartce, którą potem Harry włożył do koperty.
Stwierdziliśmy, że poczekamy do poniedziałku na wykonanie
zadania, aby cała szkoła mogła podziwiać efekty naszej pracy. Chwilę jeszcze
rozmawialiśmy, jednak zmęczenie okazało się silniejsze i niezamierzenie
zasnęłam oparta o ramię Harry’ego.
~*~
Rano
obudziło mnie delikatne głaskanie po włosach. Było to bardzo przyjemne, więc
się uśmiechnęłam. Niechętnie otworzyłam oczy i podniosłam się do pozycji
siedzącej. Praktycznie całą noc spędziłam z głową na kolanach Harry’ego.
- Dzień dobry – powiedział Potter, unosząc kąciki ust ku
górze.
- Dobry, dobry – odpowiedziałam, przeciągając się leniwie. –
Która godzina?
- Jest dokładnie… - Harry odwrócił się, żeby spojrzeć na
zegar. – za dziesięć siódma.
Przetarłam
ręką twarz i rozejrzałam się po Pokoju Wspólnym. Przez okna wpadało blade
światło typowego, wrześniowego poranka. Ze świec porozstawianych po całym pomieszczeniu
unosiły się delikatne smugi dymu, który pachniał całkiem miło. Klimatu dodawał
jeszcze lekki półmrok panujący w kątach salonu i śpiące postaci z obrazów
porozwieszanych na ścianach.
Chwyciłam
kopertę dla Ginny, Freda i George’a i równocześnie z Harrym wstaliśmy z kanapy.
Z racji tego, że byłam jeszcze nieco senna, zakręciło mi się w głowie i wpadłam
na Harry’ego, a ten złapał mnie mocno. Podniosłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
Miałam deja vu. Wszystko było praktycznie takie samo, jak wtedy w nocy na
korytarzu. Mój oddech stał się niespokojny, serce przyspieszyło ze
zdenerwowania. Harry nie spuszczał ze mnie wzroku i w pewnej chwili zaczął się
powoli nachylać. Przełknęłam ślinę i oprzytomniałam. Zasłoniłam dłonią jego
usta.
- Nie popełnimy tego samego błędu – stwierdziłam z powagą.
Zdezorientowany
Potter zamrugał kilka razy, po czym zrobił krok w tył.
- Jest dobrze, jak jest – powiedział, chwytając mnie za rękę.
– Nie zmieniamy nic.
- Jest dobrze, jak jest – potwierdziłam. – Nie zmieniamy nic.
Chwilę
milczeliśmy, a następnie zaczęliśmy się po prostu śmiać. W takim nastroju się
rozstaliśmy i poszliśmy każde do swojego dormitorium.
~*~
Był
poniedziałkowy poranek. Słońce świeciło, ptaszki śpiewały, cała społeczność
Hogwartu znajdowała się właśnie z Wielkiej Sali na śniadaniu… No dobrze, prawie
cała. Razem z Harrym już od dobrych dwudziestu minut czatowaliśmy przed
gabinetem Umbridge, która, jak na złość, nie chciała z niego wyjść.
- Dobra – odezwał się cicho Potter. – Korzystając z czasu
powtórzmy sobie cały plan.
- Okay.
- Jak tylko Umbridge opuści swoje królestwo, to narzucasz na
siebie Pelerynę Niewidkę, wślizgujesz się do środka, rzucasz odpowiednie
zaklęcia i szybko wybiegasz na korytarz. Cały czas będę stał na czatach –
skończył Harry, a ja kiwnęłam głową na znak zrozumienia.
Nagle drzwi
do gabinetu Landryny się otworzyły. Umbridge, jak zawsze wyglądająca jak
pomalowany troll, wyszła na korytarz, zamknęła za sobą wrota i poszła
najprawdopodobniej na śniadanie. Wymieniłam szybko z Harrym spojrzenia.
- Powodzenia – szepnął mój przyjaciel.
Opatuliłam się Peleryną Niewidką i
przystąpiłam do działania. O dziwo panna Dolores nie zabezpieczyła wejścia
żadnym zamkiem, więc po kilkunastu sekundach byłam już w samym środku centrali
słodyczy i przepychu. Zewsząd dało się słyszeć miauczenie, mruczenie i inne
tego typu odgłosy. Zapach w tym pomieszczeniu był niezwykle nieznośny i gryzący.
Pomimo różowych ścian, włochatego dywanika i słodkich mebli, gabinet profesor
Umbridge okazał się najbardziej przerażającym miejscem w całym Hogwarcie.
Trzęsąc się
trochę ze strachu, szybkim krokiem podeszłam do biurka, na którym stała
filiżanka ze świeżo co zaparzoną, różową herbatą. Wprost idealnie! Naszym
pierwotnym planem było zaczarowanie cukru tej Ropuchy, ale skoro miałam do
dyspozycji jej napój, to z tego skorzystałam. Wyjęłam różdżkę z kieszeni i
wycelowałam nią na słodki płyn.
- Buforeditum* -
szepnęłam. Kolor herbatki zmienił się na ciemno zielony, po czym powrócił do
swojego pierwotnego, różowego odcienia. – Fixation
effectum* - rzuciłam kolejne zaklęcie, tym razem utrwalające efekt. Z tego,
co wyczytaliśmy z Harrym, to trudno jest je złamać.
Na wszelki
wypadek wypowiedziałam jeszcze „Lumos.
Nox.” w razie, gdyby ktoś chciał sprawdzić co ostatnio robiłam z moją
różdżką. Zadowolona z siebie odwróciłam się i wyszłam z biura znienawidzonej profesorki.
Podbiegłam do Harry’ego i zrzuciłam z siebie Pelerynę.
- Gotowe – powiedziałam podekscytowana oraz przerażona za
razem i przybiłam z Potterem piątkę, który chciał mi coś odpowiedzieć, ale
przeszkodziły nam odgłosy korków stukających o schody. Dolores Umbridge
powracała do swojego ziejącego grozą gabinetu.
Dwie minuty
po niej pojawili się inni uczniowie, którzy wypełnili pusty korytarz. Nagle z
tłumu wyłonili się Lizzy, Ron i Hermiona. Gdy zauważyli mnie i Harry’ego,
podbiegli do nas jak najszybciej.
- Wy chyba właśnie nie… - zaczęła Miona, ale widząc
nienawistne uśmieszki na twarzy mojej i Harry’ego zamilkła i przewróciła
oczami.
- Dobra! Gadajcie, co wymyśliliście! – oczy Lizzy zaświeciły
się na samą myśl o żarcie, który miał spowodować powstanie wielkiej rysy na
honorze Umbridge.
Wtem coś
porządnie huknęło, a na całym korytarzu zapanowała cisza. Słychać było parę
stłumionych wrzasków oraz odgłosy porządnego krztuszenia się. Kilka sekund
później drzwi do biura Umbridge otworzyły się jakby pod wpływem mocnego
kopnięcia, a sama profesorka wybiegła z pomieszczenia cała czerwona na twarzy.
Z jej ust lekko leciała ślina, więc wyglądała jak wkurzony buldog.
- Kto śmiał to zro… zrobi… - wybełkotała i zamknęła buzię.
Kaszlnęła parę razy. Wyraźnie miała coś ogromnego w buzi. Czym prędzej to
wypluła na posadzkę i oto oczom uczniów ukazała się dorodna, zielona ropucha.
Miny
zgromadzonych były wprost bezcenne. A kiedy Umbridge zwymiotowała kolejną
porcją żab, cały korytarz ryknął śmiechem. Nawet Hermiona nie mogła się
powstrzymać.
- Jak wy to zrobiliście? – spytał przez łzy Ron.
- Pamiętasz jak wymiotowałeś ślimakami? – spytał wesoło Harry,
a Ron przytaknął. – Zamieniliśmy je na
ropuchy. Z tym, że im bardziej Umbridge jest wkurzona lub poirytowana, tym
wymiotuje większymi żabami. Dodaliśmy jeszcze zaklęcie utrwalające, więc minie
sporo czasu, zanim nasza Ropucha pozbędzie się swoich własnych ropuszek.
- Geniusze, no po prostu geniusze! – krzyknęła Lizzy w
przerwie między chichotem.
Harry i ja z satysfakcją patrzyliśmy na to, co
wywołaliśmy. Wszyscy śmiali się i uciekali przed skaczącymi wszędzie zielonymi
płazami, których co chwila nową porcję dostarczała Dolores Umbridge. Warto było
przesiedzieć nockę dla czegoś takiego.
Całą zabawę
przerwał dzwonek na pierwszą lekcję. Uczniowie porozchodzili się we wszystkie
strony, a Landrynka pobiegła prosto do Skrzydła Szpitalnego. Korytarz
opustoszał, a ja zgubiłam gdzieś moich przyjaciół. Ruszyłam przed siebie,
podniosłam głowę i zauważyłam Dracona, który szedł w moją stronę. Chwila
odwagi, pomyślałam, to tylko chwila odwagi, Lucy. Kiedy się mijaliśmy złapałam
go za rękę.
- Dziękuję – powiedziałam i spojrzałam mu w oczy pewnym
wzrokiem.
- W końcu zrozumiałaś, że zrobiłem to dla ciebie –
odwzajemnił uścisk dłoni.
Chwilę patrzyliśmy
na siebie w milczeniu z uśmiechami na twarzach, a następnie puściłam go i
poszłam w stronę klasy profesora Binnsa. Zrobiłam parę kroków, gdy nagle Draco się
odezwał.
- Evangeline – odwróciłam się, słysząc jego głos. – dajmy sobie
szansę.
Zaskoczył
mnie tak, że otworzyłam lekko usta ze zdziwienia.
- Chodzi o to, żebyśmy umówili się gdzieś razem parę razy,
poznali się lepiej… - Draco przeczesał ręką swoje platynowe włosy. – Jeśli nie
będziesz chciała, to zrozumiem. Presja otoczenia, twoi znajomi, którzy mnie
nienawidzą… z wzajemnością z resztą. To jak?...
Na
kilkanaście sekund odebrało mi mowę. Draco był wyraźnie zestresowany i zależało
mu , abym się zgodziła. Pomyślałam o tym, jakim czasem potrafi być dupkiem, ale
z drugiej strony… Kiedy tylko na mnie patrzył czułam się lepiej. Jak się
odzywał, uśmiechałam się mimowolnie. No nie… Tom mnie zabije, Harry mnie zabije,
Hermiona, Lizzy i Weasley’owie mnie zabiją…
- Oczywiście, Draco – powiedziałam. – Chętnie się z tobą
umówię.
*Zaklęcia wymyślone na potrzeby fan fiction.
*****
Witam!
Długo mnie nie było, ale teraz powracam już na stałe.
Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał! :)
Liczę na wasze komentarze, bo to motywuje do dalszego pisania. :D
Kolejny rozdział za tydzień lub dwa.
Do napisania!
Wasza Ev. <3
Pierwsza!^^
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńLucy umawia się z Draconem! Nie, nie, nie! Wybacz, ale wolę gdy jest parringowana z Potterem, choć może mnie przekonasz ;) Wiesz, jak mówi o zemście na Umbridge to wyobrażałam sobie, że Line za pomocą swoich zdolności zmieni się w Umbridge i zrobi mały pokaz mody. Ale to by było chore xD Nie wiem czemu ale mam złe podejrzenia wobec Toma. Może dlatego, że odsuwa Lucy od Draco? Szczerze jednocześnie chcę Drucy a jednocześnie chcę by była z Harrym... Agh... Nieważne co wymyślisz zawsze mi się spodoba! Z utęsknieniem czekam na nn!
OdpowiedzUsuń~ Huncwotka Vicky
P.S Dumbledore czyta moją ulubioną książkę ♥
UsuńTom jeszcze pokaże, jaki jest i mam nadzieję, że go polubisz.
UsuńDziękuję za tak miłe słowa! :*
PS. Też uwielbiam "Opowieści z Narnii"!
O matko, ten rozdział jest tak niesamowity, że brak mi słów!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać rozdziału w którym Lucy i Draco się spotkają :)
Czekam na nn <3
Życzę dużo weny i czasu na pisanie,
Catherine Grande
Dziękuję, Kochana. :*
UsuńJeśli spieprzysz sprawę z Draco, będę mocno wnerwiona...
OdpowiedzUsuńA teraz radośnie :D
Rozdział jest po prostu świetny. Ja kocham to, jak piszesz <3
Umbrige rzyga ropuchami??? Bosz, dziewczyno, uwielbiam cię!!! Lepszej kary nie mogłabym wymyślić!!! A niech jeszcze wszystko, czego dotknie, zmienia kolor na zielony, tak dla utrwalenia wspomnień XD
Tom zaczyna mnie wnerwiać... Ale cóż, zawsze musi być ktoś taki ;)
No i, wracając do pierwszego zdania mojej wypowiedzi... Jak już pisałam, w oryginalnej książce nie lubię Malfoy'a. Tutaj po raz pierwszy ma on swoją ludzką twarz, która, muszę to przyznać, podoba mi się w cholerę... Czy możesz mi obiecać, że jakiekolwiek nie będą dzieje bohaterów, Draco i Lin będą razem??? Błagam, obiecaj mi to... Oni muszą być razem!!! Mieć wielki dom, gromadkę dzieci i wieeeeeele miłości... :3
Czekam z niecierpliwością na nn :)
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
Zbyt uwialbiam Dracona, aby zrobić z niego totalnego dupka. O to nie musisz się martwić! A co do Toma... Mam nadzieję, że jeszcze znajdzie się okazja do polubienia jego postaci. :D
UsuńNo i dziękuję! :*
Boski rozdział, a kawał po prostu genialny hahahahaha!! xD Czekam teraz na pomysł Lizzy i Rona! Lucy chce się umówić z Draco? Oj, będzie ciekawie. Czekam na kolejny rozdział z niecierpliwością!!
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo! x
UsuńŚwietny ^^ Życzę weny i czekam na następny.
OdpowiedzUsuńDziękuję! :*
UsuńRopuchy, ja po prostu nie wierze, tej akcji nie powstydziła by się sama Rowling.
OdpowiedzUsuńAle mi miło! :')
UsuńDotarłam w końcu i do Ciebie! :D
OdpowiedzUsuńRozdział jest świetny!
Cieszę się, że między Lucy i Harry'm jest już wszystko e porządku!
Hahah, ropuchy, świetny pomysł! Chciałabym zobaczyć minę Umbridge, kiedy dotarło do niej co się stało xD
Oooo maaaj gaaad, Lucy umówiła się z Draaaaaaco <3 Ach, nie mogę się doczekać tej randki! <3
Czekam na kolejny z niecierpliwością! :D
Pozdrawiam :3
PS. Zapraszam do siebie http://good-to-hear-you-voice.blogspot.com :)
Szczerze, to też nie mogę się doczekać ich randki! Ciągle wpadam na coraz to lepsze pomysły. To spotkanie musi wyjść idealnie! Ach!
UsuńDziękuję i na pewno wpadnę do Ciebie! :*
Kolejna wielka przerwa Eveneth Black
OdpowiedzUsuńI tu się mylisz. Rozdział w sobotę. :)
OdpowiedzUsuńSobota
UsuńStyczeń xD
UsuńMarzec!
UsuńCzerwiec 2016...
Usuń