Severus
Snape od zawsze uchodził za bezlitosnego nauczyciela, który pastwił się nad
uczniami, kiedy tylko nadarzyła się okazja. Gnębił, wyzywał i odejmował punkty
praktycznie za wszystko, jeśli miał taki kaprys. Tak było i tam razem w
czwartkowe popołudnie. Mistrz Eliksirów już od ponad pięciu minut stał nad
Nevillem Longbottomem i wyśmiewał jego nieudolne próby uwarzenia porządnego
wywaru.
- Nie rozumiem jak można być tak głupim, Longbottom! Eliksir
Rozdymający ma tylko trzy składniki… Trzy! A ty nie potrafisz ich zapamiętać, a
co gorsza pokroić! Ten materiał był na drugim toku! Trzy lata. Trzy lata,
Longbottom, na nauczenie trzech składników! Pokrzywa, oczy diabła morskiego i
śledziona nietoperza. Bez żadnego podgrzewania, tylko krótkie mieszanie na
koniec! To aż takie trudne?! – przerwał na chwilę i rozejrzał się po klasie.
Ślizgoni z Draco i Blaisem na czele chichotali w najlepsze, natomiast Gryfoni,
w tym ja, siedzieli w ciszy i mieli miny jak na pogrzebie.
- Biedny Neville… A tak się wczoraj uczył… - szepnęłam do
Hermiony na tyle głośno, aby nie tylko ona to usłyszała. Widziałam, że
osiągnęłam swój cel, kiedy Severus westchnął głośno i przetarł twarz dłonią.
- To chociaż powiesz jaki kolor końcowy powinien mieć ten
eliksir? – spytał już trochę milszym tonem Neville’a, który ze wstydu stał się
czerwony jak pomidor.
- P… pomarańczowy – wyjąkał chłopak, a Snape poklepał go po
ramieniu.
- Dobrze, to teraz tylko zapamiętaj składniki, Longbottom –
powiedział profesor, odszedł od Gryfona i usiadł za swoim biurkiem, po czym
wbił we mnie spojrzenie typu „Zadowolona?”.
Odpowiedziałam
Snape’owi uśmiechem i zabrałam się za krojenie lekko wysuszonej śledziony
nietoperza. Przyznam, że nie było to najmilsze zajęcie, ale cóż. Kiedy
skończyłam, wrzuciłam pokrojone kawałki do mojego kociołka i zamieszałam jego
zawartość. Po chwili eliksir przybrał kolor pomarańczowy, a ja z satysfakcją
wyprostowałam się i zaczęłam stukać palcami lewej ręki o blat. Nagle ktoś
stanął za mną, nachylił się i położył swoją dłoń na mojej. Spojrzałam w górę i
momentalnie z mojej twarzy odpłynęła praktycznie cała krew. Jak zawsze pewny
siebie Draco Malfoy patrzył mi w oczy i uśmiechał się bezczelnie półgębkiem.
Wzięłam głęboki oddech i poczułam jego zapach. Cytrusowe męskie perfumy,
Merlinie… Pachniał tak niezwykle, że aż zakręciło mi się w głowie. Trwało to
kilka sekund, ale oprzytomniałam i zdałam sobie sprawę, że prawie wszystkie
spojrzenia w tej sali są zwrócone na nas. Chrząknęłam i spiorunowałam Ślizgona
wzrokiem.
- Co ty wyprawiasz?... – syknęłam cicho przez zaciśnięte
zęby, starając się ukryć, że zaistniała sytuacja nie robi na mnie żadnego
wrażenia.
- Niezły eliksir, McGrean – powiedział z kpiną, ignorując
moje słowa i jakby nigdy nic odszedł w
stronę swoich wężowatych przyjaciół, pozostawiając mnie z głupim wyrazem
twarzy. Co to, na Godryka Gryffindora, miało być?
Harry i Ron
jednocześnie wywrócili oczami, pokręcili głowami.
- Dupek – stwierdził Harry.
- Jak zawsze z resztą – dodał Ron i obaj się zaczęli nabijać
z Malfoy’a.
- Musisz się przyzwyczaić, Line – Hermiona zwróciła się do
mnie ze stoickim spokojem. – U tego pajaca takie zachowania są na porządku
dziennym. Tym razem miałaś szczęście, bo nie mógł się do czego przyczepić, ale
następnym razem nie musi być tak różowo.
- Dzięki, Herm, zapamiętam – odpowiedziałam z uśmiechem.
Zacisnęłam
obie dłonie i poczułam, że coś mam w lewej pięści. Okazało się, że to mała
karteczka pergaminu złożona w kwadrat. Draco musiał mi ją wcisnąć, ale kiedy on
zdążył to zrobić? Mój umysł był aż tak zamroczony? Szybko rozłożyłam liścik pod
stołem.
W piątek o siódmej przed wejściem na schody prowadzące na
szczyt Wieży Astronomicznej. Ubierz się cieplej. Złamiemy parę zasad regulaminu
szkolnego. D.
Włożyłam
liścik do kieszeni i schowałam twarz w dłoniach z nadzieją, że nikt nie
zobaczył jak wielkiego buraka spaliłam. Czemu ten chłopak tak na mnie działał?
No cóż, jak powiadają, zakazany owoc smakuje najlepiej, a Draco zdecydowanie
był na Wielkiej Liście Rzeczy Zakazanych
Przez Zakon, Rodzinę, Przyjaciół, Dom Godryka Gryffindora i Upierdliwego Toma z
Hufflepuffu. Ba! Zajmował pierwsze miejsce! W sumie, to nie wiem dlaczego.
Jeśli się postarał, to potrafił być miły. Może i był totalnym draniem dla
innych, ale dla mnie… Ugh. Naprawdę polubiłam tego chłopaka… Tylko dlaczego
doszłam do takiego wniosku na eliksirach?!
- Hej, wszystko w porządku? – Harry spytał mnie z przejęciem
i tym samym wyrywał mnie z zamyślenia. – Jeśli nie podobało ci się zachowanie
Malfoy’a, to przejdziemy do rękoczynów.
- Dokładnie – oznajmił Ron. – Chętnie skopałbym tyłek temu
tlenionemu blondaskowi! – na usta Rona pojawił się złośliwy uśmiech i nagle
zabrzmiał dzwonek ogłaszający koniec lekcji na dzisiaj.
- Ciebie też się to tyczy, Miona – powiedział Harry, kiedy
chwilę potem wychodziliśmy z klasy i we czwórkę ruszyliśmy w stronę wieży
Gryffindoru.
- Ale że jak? – Hermiona zmarszczyła brwii. – Mnie też
pobijecie jeśli moje zachowanie nie spodoba się Evangeline? – spytała z
rozbawieniem, wywołując salwy śmiechu.
- Dobrze wiesz, że nie o to chodzi – powiedział Harry, gdy
trochę się opanował. Wymienił porozumiewawcze spojrzenie z Ronem.
- Jesteście dla nas praktycznie jak siostry i nie pozwolimy,
aby ktoś tak po prostu was obrażał – oświadczył z powagą Weasley.
- Zatem, jeśli stanie się cokolwiek, co sprawi, że źle się
poczujecie, macie natychmiast nam o tym powiedzieć. Już my weźmiemy sprawy w
swoje ręce… Ej, ej! Nie płaczcie! – dodał Harry, ale już było za późno. Razem z
Hermioną miałyśmy oczy pełne łez. Mało brakowało, a rozpłakałybyśmy się jak
małe dzieci.
- To po prostu… - wyjąkała Hermiona, przecierając oczy
rękawem szaty. – Jesteście cudowni.
Chwilę
później całą czwórką tuliliśmy się na środku korytarza, przyciągając uwagę
wszystkich przechodzących obok uczniów. Że też zebrało nam się na czułości w
takim miejscu… Jednak w tamtej chwili żadne z nas się tym nie przejmowało.
Mówią, że Hogwart jest jak drugi dom. W tamtym momencie odczułam to z podwojoną
siłą. Nie wiem, jak poradziłabym sobie bez tej szkoły, moich przyjaciół,
ciągłych zaskoczeń, przekomarzania z Severusem i nawet bez Umbridge (która, tak
na marginesie, wymiotowała już tylko kijankami, od których roiło się na
podłogach w całym zamku). To był mój świat, mój nowy, magiczny świat.
- Może i znam was krótko, ale już wiem, że was kocham. Wszystkich.
Bardzo, bardzo – powiedziałam z uśmiechem, co chwila pociągając nosem.
- My ciebie też! – odpowiedziała Miona, ściskając mnie
mocniej.
- Chwila… - Ron wciągnął głośno powietrze. – Przecież ty
możesz znaleźć się w ciele tych, których kochasz… - zastanawiał się na głos. –
Ups! Muszę zacząć uważać, co robię na osobności!
- RON! – krzyknęła Hermiona, a ja i Harry zaczęliśmy się
dusić ze śmiechu.
***
Na kolacji
wszyscy mieli dobre humory, ale Lizzy i Ron chyba trochę przesadzili z dawką
śmiechu ta ten dzień. Siedzieli przyklejeni jedno do drugiego niczym papużki
nierozłączki, co chwila mówili sobie coś na ucho i chichotali jak małe
dziewczynki na widok idola. Po pięciu minutach było to jeszcze do zniesienia,
ale po dziesięciu…
- Szykuje nam się niezła akcja – szepnęłam do Harry’ego,
który z dziwną miną przyglądał się przyjacielowi.
- Mam nadzieję, że będzie to coś wielkiego, przez co zapomnę,
że widziałem Rona zachowującego się jak nastolatka – wymamrotał Harry, po czym
zaśmialiśmy się oboje.
- Och, błagam was! Wy też? – jęknęła Hermiona, przerywając
niezwykle interesujące grzebanie łyżką w budyniu waniliowym.
Razem z
Potterem chcieliśmy zaprzeczyć, lecz zostaliśmy wyprzedzeni przez jakiś dziwny
odgłos, który usłyszeli wszyscy znajdujący się w Wielkiej Sali. Zapadła grobowa
cisza i oczy zgromadzonych powędrowały w stronę stołu nauczycielskiego.
Profesor Dumbledore i McGonagall uśmiechali się lekko, Snape zakrywał usta
ręką. Na pierwszy rzut oka nic nie było nadzwyczajne w tym widoku, gdyby nie
różowa mgiełka unosząca się nad belframi. Nagle znowu rozległ się ten sam
dźwięk. Potężne pierdnięcie zatrzęsło całą salą i już było wiadomo, skąd
pochodziło. Profesor Umbridge, ledwo zauważalna przez gęste opary różowej mgły,
starała się jak najmocniej wbić w swoje krzesło. Minęło kilka sekund, kolejne
pierdnięcie i nowa dawka słodko wyglądającego dymu. Aż otworzyłam usta ze
zdziwienia…
Pierwszy
ryknął Slytherin śmiechem tak głośnym, jakby do Wielkiej Sali wpadło kilka
tysięcy szczęśliwych fanów rugby. W ślady za nim podążył Gryffindor i
Hufflepuff, a na samym końcu, by wyjść na tych bardziej przyzwoitych,
Ravenclaw. Nauczyciele zwijali się i dusili w sobie emocje. Profrsor Sprout nawet podeszła do Umbridge, aby ją pocieszyć, ale ta odepchnęła ją, krzyknęła
coś i wybiegła czym prędzej do swoich żabich komnat, wrzeszcząc coś na wzór "Zapłacicie mi za to!", pierdząc różem i plując
kijankami na zmianę.
Nie musiałam
się dłużej zastanawiać, czyja to sprawka. Lizzy i Ron aż tryskali dumą i z
niemałą satysfakcją podziwiali efekty kawału. Trzeba było przyznać, że wykonali
dobrą robotę. To była ich mała chwila chwały, a tak dokładnie piętnaście minut.
Po tym czasie większość uczniów udała się do dormitoriów lub jak my, do
biblioteki. Po drodze słyszeliśmy różne komentarze na temat kawałów robionych
znienawidzonej profesorce.
- Najpierw ropuchy, teraz gazy, ciekawe, co dalej! – mówił do
kolegi zafascynowany pierwszoroczny Puchon.
- Niech tylko dowiem się, kto stoi za tym wszystkim! Muszę
postawić mu skrzynkę ognistej whisky! – krzyknął siódmoklasista z Domu Węża. Razem z dziewczynami z trudem powstrzymałyśmy Rona i Harry'ego przed przyznaniem się do tego, że to oni wpadli na akcję z żartami.
Cały hałas i
wszystkie krzyki ustały wraz z momentem zamknięcia drzwi do biblioteki. Całą
grupą ruszyliśmy między regały w poszukiwaniu przytulnego i wygodnego miejsca
na naukę. Kiedy już takowe się znalazło, nadszedł czas na małe przesłuchanie.
- Teraz gadajcie – odezwał się rozbawiony Harry. – Tak
genialny żart musiał być pewnie dokładnie przygotowany!
- Jak to zrobiliście? – spytałam podekscytowana. – I jak na
to wpadliście?
- Wszystko zaczęło od tego, że pewien Krukon z szóstego roku
złapał ostrą biegunkę. Co chwila latał do toalety, a jak wychodził z niej na
chwilę, to puszczał niemiłosierne gazy – zaczął wyjaśniać Ron. – Razem z Lizzy
byliśmy świadkami tego przykrego widowiska. Wtedy zrodził nam się w głowie
pomysł: Czemu nasza kochana pani profesor też nie ma tak cudownie pierdzieć? –
zaśmiał się, a Hermiona przewróciła oczami, po czym schowała się za wielkim
tomem Zaskakująco przydatnych eliksirów.
- Po długich rozmowach wyszło na to, że zaczarowaliśmy jej
porcję jedzenia zaklęciem pierdzenia natychmiastowego, a wszystko posypaliśmy
niewidzialnym proszkiem, który dodał różowy efekt gazów – dokończyła Lizzy i
przybiła z Ronem piątkę.
- Chwila… Jak zaczarowaliście jej jedzenie? – spytał Harry,
marszcząc brwi.
- I skąd mieliście ten proszek? – dodałam.
- Co do jedzenia… Mamy wtyki u skrzatów z kuchni – Ron dumnie
wypiął pierś.
- A magiczną posypkę przemycili dla nas zaprzyjaźnieni
siódmoklasiści z Hufflepuffu. Kupili ją u Zonka w Hogsmeade – Lizzy spojrzała
na Rona. – Warto było wydać te trzy galeony!
Chwilę jeszcze
pogadaliśmy o kawałach, po czym zaczęliśmy się uczyć i odrabiać prace domowe.
Lizzy musiała napisać esej na dwie strony na transmutację, zaś gryfońska część
naszej grupy miała za zadanie znaleźć najdziwniejsze eliksiry dla Snape’a.
Zadanie było dopiero na poniedziałek, ale woleliśmy mieć to już z głowy.
Przekartkowując książki trafiłam na takie eliksiry jak rozśmieszający,
powodujący całodobową czkawkę, przeczyszczający, a nawet natychmiastowego
zaniku kości. W pewnym momencie gdzieś koło zamku uderzył piorun i rozległ się
taki grzmot, że nieliczni obecni w bibliotece podskoczyli z przerażenia.
- Harry, jestem bardzo ciekawa… - zaczęła ni stąd, ni z owąd
Hermiona, głośno zatrzaskując trzymaną przez siebie książkę. – Myślałeś może od
czasu naszej sobotniej rozmowy o obronie przed czarną magią? I nie chodzi mi
tutaj o lekcje z Umbridge. Mam na myśli pomysł mój, Rona i Lucy – moje imię
wymówiła ciszej, chociaż w bibliotece nie było prawie nikogo poza nami.
Harry powoli
odłożył Azjatyckie antidota przeciw truciznom
na stolik obok i westchnął głośno. Też oderwałam się od lektury, bo chciałam
wiedzieć, czy coś się zmieniło w związku z tym tematem.
- No więc… - powiedział Potter po chwili milczenia. – Tak,
myślałem nad tym trochę.
- Iii…? – Hermiona spojrzała na niego wyczekująco.
- Ech… Nie wiem – Harry popatrzył na mnie, Lizzy i Rona,
jakby szukał ratunku z tej sytuacji.
- Od początku uważałem, że to dobry pomysł, stary – rudzielec
klepnął Harry’ego po ramieniu i uśmiechnął się przyjaźnie. – Zobaczysz, będzie
świetnie!
- Ale pamiętacie, jak mówiłem wam, że zawsze miałem mnóstwo
szczęścia?... – czarnowłosy zaczął nerwowo ściskać dłonie tak, że kłykcie mu
pobielały.
- Tak, pamiętamy – odezwała się spokojnie Miona. – Ale nie
będziemy udawać, że jesteś zły w obronie przed czarną magią. Jako jedyny
potrafiłeś w zeszłym roku obronić się przed Imperiusem, wyczarowałeś cielesnego
patronusa. Potrafisz wiele innych rzeczy, o których niektórzy, nawet dorośli,
mogą tylko pomarzyć, Harry. Pamiętasz Wiktora Kruma z Durmstrangu? Rok temu był
w siódmej klasie i mówił mi, że nawet on tyle nie potrafi. Rozumiesz? Byłeś
wtedy na czwartym roku i już przewyższałeś siódmoklasistę!
- Znowu się zaczyna… - bąknął Ron. – Wikuś to, Wikuś tamto…
- Zamknij się, Ron – warknęła Hermiona.
Z trudem
powstrzymałam chichot, patrząc na wściekłą przyjaciółkę. Wiktor Krum był
pierwszą, odwzajemnioną miłością Hermiony. Spędzali ze sobą dużo czasu, byli
razem na Balu Bożonarodzeniowym i takie tam. Niestety Wiktor mieszkał w
Bułgarii i po Turnieju Trójmagicznym musieli się rozstać. Zawsze, jak Hermiona
o nim mówiła, miała małe iskierki w oczach.
- Ale chyba nie utrzymujesz z nim kontaktu, co? – spytał
podejrzliwie Ron.
Oj
utrzymuje, utrzymuje, Ron! Sowy aż płoną, kiedy lecą z Hogwartu do Bułgarii i
na odwrót!
- A nawet jeśli, to nie powinno cię to interesować,
Ronaldzie! – Hermiona, zarumieniona jak nigdy, aż ciskała piorunami z oczu. –
Mogę mieć przyjaciela, do którego piszę od czasu do czasu!... To jak, Harry?! –
zwróciła się nagle do Pottera, który już myślał, że uniknie niewygodnego
tematu. – Będziesz nas uczył, czy nie? – dodała spokojniej i łagodniej.
- Ale tylko ciebie, Lizzy, Toma, Lucy i Rona… tak?
- No… - powiedziała przeciągle Hermiona. – Słuchaj, tylko się
nie denerwuj, okay? Bo ja uważam, że powinieneś uczyć każdego, kto chciałby się
nauczyć bronić. Znaczy się bronić przed V… Voldemortem. Nie byłoby
sprawiedliwe, gdybyśmy nie dali szansy innym.
- Wątpię, aby ktokolwiek inny chciał, żebym go uczył.
Przecież wszyscy mają mnie za idiotę i kłamcę.
- Myślę, że możesz być nieźle zaskoczony, Harry – wtrąciła
się nagle Lizzy, która od początku słuchała rozmowy z wyraźnym zainteresowaniem. – W Hogwarcie jest wiele osób, które z chęcią cię wysłuchają –
czarnowłosa przeniosła wzrok z zszokowanego Pottera na uśmiechniętą od ucha do
ucha Hermionę. – Stoję murem za pomysłem Granger. To byłoby nie fair, gdybyśmy
tylko my umieli porządnie odpierać ataki Sami Wiecie Kogo.
- Dziękuję, Lizzy – Miona wyprostowała się i ponownie
zwróciła się do Harry’ego. – W pierwszą sobotę października możemy wyskoczyć do
Hogsmeade, wiesz? Może powiemy każdemu, kto będzie zainteresowany, że spotkamy
się tam i postaramy się omówić sprawę?
- Dlaczego musimy to zrobić poza szkołą? – spytaliśmy
równocześnie z Ronem.
- A dlatego że nie wydaje mi się, by Umbridge była
zadowolona, gdyby się dowiedziała, co knujemy za jej plecami – Hermiona
powiedziała ze złośliwym uśmieszkiem, po czym wszyscy udaliśmy się do wyjścia z
biblioteki.
***
Szłam powoli
najdłuższym korytarzem w zamku. Moje kroki odbijały się echem po opustoszałej
szkole, jak w prawdziwym filmie grozy. Moje serce zabiło szybciej. Byłam za
razem przerażona, jak i podekscytowana. Przystanęłam na chwilę i rozejrzałam
się wokoło. Światło księżyca wpadało srebrzystym blaskiem przed ogromne okna i
oświetlało kamienną podłogę, która dzięki temu wyglądała niezwykle magicznie.
Uśmiechnęłam się lekko do siebie. To właśnie było piękno Hogwartu nocą.
Wszechobecna cisza i tajemniczość wisząca w powietrzu. Podmuch wrześniowego
wiatru wyrwał mnie z zamyślenia. Przez moje ciało automatycznie przeszedł dreszcz.
Ktoś był w pobliżu i najprawdopodobniej otworzył okno… Irytek? FIlch? Jakiś
nauczyciel albo uczeń? Bez zastanowienia ruszyłam pędem w stronę Wieży
Astronomicznej.
- Nie tak szybko, panienko! – wołały za mną postacie z
obrazów.
- Co tu robisz o tej porze? Już niedługo cisza nocna…!
Nie
zatrzymywałam się ani nie odpowiadałam. Nikt żywy nie mógł mnie zobaczyć, bo to
stworzyłoby niepotrzebne pytania i zainteresowanie. Zmęczona, z obolałymi
nogami dotarłam w końcu na miejsce. Usiadłam na zimnym schodku, oparłam głowę o
ścianę i wzięłam głęboki oddech. Kręciło mi się w głowie i słyszałam pulsowanie
krwi w moich żyłach. Nigdy więcej nie będę biegać po Hogwarcie, nigdy! Chyba,
że najpierw wezmę się porządnie za moją kondycję…
- Już myślałem, że nie przyjdziesz – usłyszałam niski głos,
który dochodził ze szczególnie mrocznego kąta jakiś metr ode mnie.
Spojrzałam w
tamtą stronę. Draco Malfoy zrobił dwa kroki do przodu, zatrzymując się tuż
przede mną. Wstałam i przyjrzałam mu się. Światło księżyca padało na jego twarz
i włosy sprawiając, ze wyglądały na zupełnie białe. Błękitno-stalowe oczy
blondyna lśniły, a na ustach błąkał się lekki uśmieszek.
- Cześć, McGrean – powiedział pewnym siebie tonem, na co ja
prychnęłam.
- Hej, Malfoy – odpowiedziałam i szturchnęłam go lekko w
ramię.
Po chwili
milczenia i głupkowatych spojrzeń, Draco chwycił mnie za rękę i razem poszliśmy
schodami w górę. Miał chłodną dłoń, ale po moim ciele i tak rozeszło się
przyjemne ciepło. Zaskoczył mnie tak śmiałym ruchem.
- Mówiłaś komuś z kim się spotykasz? – spytał blondyn pokonując
kolejne stopnie.
- Nie... ale Hermiona, jak to ona, pewnie się domyśla –
zaśmiałam się cicho, kiedy przypomniałam sobie minę Miony typu „Nie pakuj się w
to, Lucy. Z tego nie wyjdzie nic dobrego!”.
- Ech, ta Granger – powiedział kpiąco Malfoy.
- Odpuść – powiedziałam ostro, ściskając jego rękę jeszcze mocniej. Nie
będzie obrażał moich przyjaciół. Nie przy mnie. – A ty? Ktoś od ciebie wie, że
widujesz się z mugolaczką? – wróciłam do pierwotnego tematu.
- Tylko Blaise, jest dla mnie jak brat, więc uznałem, że ma
prawo wiedzieć, nawet jeśli nie popiera moich decyzji… Wiesz co? – Draco zatrzymał się i pociągnął mnie za dłoń tak,
że znowu staliśmy twarzą w twarz. – Czy podczas naszych spotkań moglibyśmy
zapominać o tej całej hierarchii krwi? Bądźmy tylko zwykłymi Draco i Evangeline.
Stanęłam jak
wryta i otworzyłam oczy jak najszerzej mogłam, ale nie zobaczyłam ani cienia
sarkazmu na twarzy Dracona.
- Zaczynasz mnie zaskakiwać, Draco. Jestem na tak.
Pięć minut
później, zmęczeni i zdyszani, dotarliśmy na szczyt Wieży Astronomicznej.
Podeszłam do barierki i zaczęłam podziwiać otaczający mnie świat. Światło
księżyca odbijało się od okien i dachówek Hogwartu. W oddali wioska Hogsmeade
mieniła się różnymi kolorami. Zakazany Las wyglądał jeszcze bardziej
tajemniczo, niż zazwyczaj. Zaciągnęłam się powietrzem. Najpierw poczułam
cudowny zapach sosny i żywicy, a zaraz potem cytrusowy aromat. Z uśmiechem
odwróciłam głowę w lewo i zobaczyłam Dracona. Miał zamknięte oczy i opierał się
o barierkę tak samo, jak ja. Gdy zorientował się, że się mu przyglądam,
przysunął się do mnie tak, że stykaliśmy się ramionami.
- Idealny klimat na randkę, nie sądzisz? – blondyn położył
swoją dłoń na mojej. Kolejny śmiały ruch… Ciekawiło mnie, jak daleko dziś
zajdzie, albo na ile mu dzisiaj pozwolę.
- Mhm – mruknęłam. – Tak właściwie, to czemu nie zaproponowałeś
spotkania w dzień, tylko w okolicach ciszy nocnej?
- Przecież dostałaś karteczkę. Złamiemy parę reguł regulaminu
szkolnego – mrugnął do mnie okiem, odwrócił się i odszedł na chwilę w cień, po
czym wrócił z dwiema miotłami. – Czas na kolejną z nich.
***
Witajcie, Kochani!
Troszkę musieliście czekać, ale mam nadzieję, że było warto. :)
Jak się domyślacie, kolejny rozdział będzie dotyczył głównie spotkania Draco i Lucy!
Jeśli rozdział wam się spodobał, to zostawcie po sobie komentarz, proszę. c:
Do napisania za dwa/trzy tygodnie!
Będziecie informowani na bieżąco o stanie nowej notki.
Namarie x
Ev.
OdpowiedzUsuń"- Chwila… - Ron wciągnął głośno powietrze. – Przecież ty możesz znaleźć się w ciele tych, których kochasz… Będę musiał uważać na to co robię-"
Jebłam xD
W ogóle strasznie mi się podobało ich spotkanie. Draco był strasznie słodki, choć wydaje mi się, że coś kombinuje... Twoje żarty na Umbridge są bezcenne a zostało ich.. Właśnie ile? Nie pamiętam, ale znając ciebie, wymyślisz coś wielkiego! W ogóle widzę, że shippujesz Rona z Lizzy tworząc Rizzy. Wolałabym Gizzy. No bo wiesz, George, Lizzy, stara miłość nie rdzewieje xD
Dużo weny życzę!
~ Huncwotka Vicky
Aaaaaaaaaajjjj!!!
OdpowiedzUsuńJa chcę więcej Draco!!!
hvhfhutfgdutdrudggfffgdgjhyctddtyuhfggghgfhgghgffftgf... *-*
Dużo weny i żelków życzę
Żelcio
liczyłem że reanimujesz "miłość z kołyski", na razie jest fajnie ale liczę na Hizzy.
OdpowiedzUsuńWow! Fajny, lekki rozdział :3
OdpowiedzUsuńW dobrych momentach kończysz rozdziały i dzięki temu przyciągasz czytelnika, więc za to wielki plus!
Warto było czekać i czekam na więcej. :D
Życzę weny.
Rozdział naprawdę mi się podoba ;)
OdpowiedzUsuńNareszcie, tyle czekania ;_;
OdpowiedzUsuńRozdział naprawdę fajny, sądzę, że jeden z lepszych.
Cieszę się, że wróciłaś c:
Weny życzę
~ Evenstar
Ten kawał hahahahhahaha!! Padłam. xD Ciekawe co dalej będzie w związku z tą randką Lucy i Malfoy'a! A i nie mogę się doczekać spotkania w Świńskim Łbie. Brakuje mi Toma! A i sama już nie wiem czy jestem za Lizzy z Harrym czy Lizzy z Ronem czy ona i George. xD
OdpowiedzUsuńKiedy nn? :c Kolejna przerwa?/ Nass
OdpowiedzUsuńHej, hej! Jestem geniuszem, który przeczytał nowy rozdział ponad 2 miesiące po opublikowaniu!
OdpowiedzUsuńRon swoimi tekstami mnie rozwala, jest fantastyczny w Twoim opowiadaniu! :D
Lucy i Draco... Sama nie wiem co o tym myśleć, zakochałam się w tej parze, chodź z drugiej strony, jakaś część mnie chciałaby również, aby Lucy była z Harrym... No, ale nie można mieć wszystkiego...
A teraz uwaga planuję Cię zmotywować do napisania nowego rozdziału.
PROSZĘ NATYCHMIAST ZABRAĆ SIĘ DO PISANIA ROZDZIAŁU, BO JAK NIE TO KAŻDEJ NOCY BĘDĘ CZYHAĆ NA PARAPECIE POD TWOIM OKNEM I BĘDĘ ZABIERAĆ CI CAŁE JEDZENIE Z LODÓWKI!
Mam nadzieję, że moją argumentacją przekonałam Cię do napisania rozdziału i lada dzień nowy post pojawi się na blogu!
Pozdrawiam cieplutko! :*
http://polskaszkolamagii.blogspot.com/
Kiedy następny rozdział? Polubiłam Twojego bloga o Lucy, a jutro minie rok od ostatniej notki. Proszę, błagam napisz następny rozdział i nie przestawaj aż do końca! A szczególnie lubię przekomarzanie ze Snapem i dokuczanie Umbridge! Więc błagam PISZ DALEJ, bo dołączę do Kiny! Życzę duuuużo weny! Twoja Lily.
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział tak jak wszystkie :-D kibicuje im z calego serduszka ❤
OdpowiedzUsuńBędą jeszcze jakieś rozdziały? Czy ten blog został opuszczony? Błagam, pisz dalej, bo robisz to świetnie!
OdpowiedzUsuńAktualnie wzięło mnie na wspomnienia I myślę nad reaktywacją x
Usuńna prawdę fajny blog :) bardzo przyjemnie się czyta
OdpowiedzUsuńMinęło tyle czasu i nadal łudzę się, że zaczniesz pisać kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńWłaśnie przeczytałam sobie jeszcze raz całość i przypomniałam, jak cudownie było opisywać losy mojej Lucy. Zaczęłam pisać nawet kolejny rozdział, więc myślę, że to nie jest koniec x
UsuńCierpliwie będę czekać :)
Usuń