Wchodząc do klasy eliksirów minęłam się z Draconem.
Chciałam do niego podejść i jakoś podziękować, ale w sali było już za dużo
świadków, a ani ja, ani Malfoy nie chcieliśmy, aby nasza znajomość wyszła od
tak na jaw. Dlatego bez słowa zajęłam swoje miejsce obok Hermiony i wyciągnęłam
podręcznik. Przyjaciółka spytała mnie, czemu tak uciekłam z poprzedniej lekcji,
a ja odpowiedziałam, że złapała mnie nagła potrzeba do załatwienia w toalecie.
Chwilę później Snape zażądał absolutnej ciszy, bo inaczej zada nam do napisania
esej o wszystkich rodzajach eliksirów, działających negatywnie na organizm
człowieka, który ma być długi na trzy pełne zwoje pergaminu, więc zamilkliśmy.
Całą godzinę profesor oddawał uczniom ich prace na temat
kamienia księżycowego. Każde wypracowanie komentował z osobna i wytykał same
błędy. Ciągle narzekał, że robimy wszystko źle, wykrzywiał swoją twarz do
granic możliwości w przeróżnych grymasach i mruczał przekleństwa pod nosem,
myśląc, że nikt ich nie słyszy.
- Dałem wam oceny takie, które byście otrzymali
na prawdziwym egzaminie Standardowej Umiejętności Magicznej w zakresie
eliksirów – uśmiechnął się złośliwie. – Ogólny poziom waszych esejów można
określić jako… Marny, denny i godny pożałowania. Gdyby to był prawdziwy
egzamin, zapewne większość z was by po prostu nie zdała. Oczekuję, że włożycie
więcej wysiłku w wypracowanie na temat różnych odmian antidotów na jady, bo
inaczej będę zmuszony ukarać szlabanem tyk, którzy dostali O.
Gryfoni, jak i Ślizgoni, popatrzeli po sobie błagalnym,
zmęczonym wzrokiem. W tej chwili zapragnęłam, aby choć na chwilę wrócić do
mugolskiej szkoły. Tam przynajmniej nie było Severusa Snape’a, a wraz z nim
jego zgryźliwych uwag, złośliwych uśmieszków i zamiłowania do dręczenia uczniów.
Na
drugiej godzinie dostaliśmy za zadanie uwarzyć eliksir wzmacniający. Uważnie
przeczytałam ingrediencje wypisane na tablicy i zabrałam się do roboty. Na
początku mój wywar miał barwę brudnawego brązu. Po dodaniu paru korzonków hortensji
leczniczej zmienił kolor na jasno-niebieski, a gdy wlałam pięć kropelek śliny
hipogryfa, przybrał idealny odcień czystego turkusu. Zadowolona z siebie wlałam
swój idealnie przygotowany eliksir do kolby, którą następnie podpisałam i postawiłam
przed Mistrzem Eliksirów na jego biurku.
Gdy zadzwonił dzwonek bardzo się zdziwiłam, bo jako
jedyna nie otrzymałam z powrotem mojego wypracowania. Jednak, jeśli Snape nie
zamierzał mi go oddać, postanowiłam wyjść z Harrym, Ronem i Herminą na obiad do
Wielkiej Sali. Kiedy już miałam minąć czarną framugę drzwi, doszedł mnie
znienawidzony głos profesora.
- MaGrean, zostań na
chwilę.
Przymknęłam oczy, wciągnęłam głęboko powietrze, które
było przepełnione wilgocią i zacisnęłam
dłonie w pięści. Spojrzałam na przyjaciół, którzy patrzyli na mnie ze
współczuciem.
- To widzimy się na
obiedzie – szepnął Ron. – Powodzenia…
- Dzięki – przełknęłam
ślinę i weszłam z powrotem do sali od eliksirów. – Jak sobie pan życzy, panie
profesorze – powiedziałam jak najmilej umiałam, uśmiechając się przy tym.
Obejrzałam się za siebie i tylko, gdy ostatnia grupka Ślizgonów raczyła wyjść,
odezwałam się już mniej przyjaznym tonem. – To o co chodzi?
- A gdzież się podział ten
wspaniały nastrój? – spytał Snape, odkładając kolby z różnokolorowymi
eliksirami.
- Poszedł wraz z
przyjaciółmi na obiad – warknęłam. – No i nie chciałam robić ci obciachu przy
uczniach, że jesteś z jedną z nich na ty.
- Popełniłem życiowy błąd
nie mówiąc ci od razu, kim jestem – westchnął ciężko i zaczął szukać czegoś między
słoikami z marynowanymi nogami gryzoni.
Zapadła cisza. Spuściłam głowę i natrafiłam wzrokiem na
ogromne biurko. Widać było, że należy ono do człowieka bardzo zapracowanego, a
przy tym dokładnego. Papiery były starannie poukładane, świece ułożone w kolejności
od najmniejszej do największej. Dopiero co stopiony wosk spływał lekką strużką
po każdej z nich i kończąc swoją drogę w srebrnym zagłębieniu świecznika.
Przeniosłam wzrok na regał
z eliksirami. Przypominał on małą fabrykę do tworzenia kolorów tęczy. Można
było tam dostrzec prawie wszystkie kolory, które człowiek do tej pory był w
stanie zobaczyć na tym świecie.
- To po co miałam zostać?
– spytałam w końcu po dość długim milczeniu.
- Chodzi o twoje
wypracowanie o kamieniu księżycowym – odrzekł Severus, stając naprzeciwko mnie.
– Sądzę, że spisałaś wszystko od Granger, albo to ona napisała to za ciebie.
Uczennica z twoim poziomem wiedzy nie…
- Że co proszę?! –
krzyknęłam. Teraz miałam pole do popisu. Żadnych świadków, nikt nie słyszy.
Mogłam sobie powrzeszczeć. – To ja harowałam przez całe wakacje, chodziłam na
te twoje lekcje, uczyłam się i to tylko po to, by teraz ściągać?! O nie, mój
drogi. W przeciwieństwie do innych, ja jestem uczciwa i nie wykorzystuję innych
w sprawie prac domowych – zaczerpnęłam powietrza i ciągnęłam dalej. Emocje
wylewały się ze mnie niczym wodospad. – Siedziałam bite dwie godziny i pisałam
to cholerstwo! Co prawda, obok mnie siedziała Hermiona, ale jedyne, co łączy
nasze prace to ten sam temat i źródła informacji o kamieniu. Możesz mi podać
veritaserum, jeśli mi nie wierzysz – zakończyłam wściekła. Snape stał osłupiały
i wpatrywał się we mnie wielkimi, czarnymi oczami. – To wszystko? W takim razie
żegnam – powiedziałam oschle i szybkim krokiem poszłam do Wielkiej Sali.
Pięć minut później, nadal tak samo wściekła jak w
lochach, nakładałam sobie ziemniaków. Jak on mógł pomyśleć, że ściągałam? Wiem,
to nie jest aż taki poważny powód do złości, ale nigdy nie lubiłam, gdy
zarzucano mi oszustwo.
- Lucy – szepnęła Hermiona
i lekko mnie szturchnęła. – Co się stało? Snape coś ci powiedział?
- Powiedział, że
podejrzewa, iż napisałaś za mnie wypracowanie – bąknęłam, zjadając małą pyrkę w
całości.
- Jak to? Przecież pisałaś
samodzielnie, mogę to potwierdzić – powiedziała.
- No właśnie, a ten
Nietoperz… - przerwałam, bo na moim talerzu wylądował jakiś pergamin.
Spojrzałam za siebie i zobaczyłam Snape’a, odchodzącego w stronę stołu
nauczycielskiego. Szybko odwróciłam kartkę i zobaczyłam moje wypracowanie, a w
prawym górnym rogu wielką i czarną literę W.
- Dostałaś Wybitny –
zachwyciła się Miona, a Harry i Ron otworzyli usta z zaskoczenia.
- To dobrze? – spytałam,
wpatrując się w ocenę.
- Czy dobrze? To najlepszy
stopień w świecie czarodziejów! – brązowowłosa się uśmiechnęła.
Wypuściłam głośno powietrze. Dopiero teraz do mnie
dotarło, że źle załatwiłam tą całą sprawę z Mistrzem Eliksirów. Wystarczyłoby,
gdybym spokojnie mu wszystko wytłumaczyła, a nie wybuchała jak milion
fajerwerków na raz. No, ale taka już jestem… Krzykliwa i nieokrzesana. Mogłabym
śmiało w niektórych sytuacjach porównać się do bomby z odpalonym licznikiem,
którą ktoś chce rozbroić. Jeden niewłaściwy ruch, przecięcie złego kabla, a ja
eksploduję. Dlatego patrząc na to wielkie W zaczęłam żałować, że nie byłam
łagodniejsza dla Severusa. W sumie, to zdziwiłam się, że nie odjął ani jednego
punktu Gryffindorowi. W końcu jest nauczycielem i ma taką władzę… A jednak nic
mi nie zrobił. Pomimo mojego, cóż, karygodnego zachowania, on stał osłupiały i
nic, ale to nic nie powiedział. Zaczęłam czuć się nieco podle…
- A wy? Co dostaliście? –
spytałam, starając się wyrzucić z myśli to, jak niemiło potraktowałam Snape’a.
- No, ten… - wyjąkał z
niechęcią Harry.
- Dostałem N – oznajmił
Ron, nalewając sobie zupy.
- Nie ma się czego
wstydzić! – rzekł Fred, który niewiadomo skąd siedział już po mojej lewej
stronie. George i Lee Jordan też już zajęli miejsca po przeciwnej stronie stołu
obok Rona. – Nie nic złego w nie naciąganym, dobrym i zdrowym N.
- Ale przecież N oznacza…
- Hermiona wychyliła się nad blatem, aby spojrzeć na rudowłosego.
- Tak, tak. „Nędzny”… Ale
chyba lepsze to, niż O, prawda? Bo O, to „okropny”
Nagle Potter zakrztusił się kawałkiem bułki… Chyba ktoś
tu jednak dostał to O…
- Czyli najwyższy to W,
potem jest B… - Hermiona ciągnęła tema ocen
- Nie B, tylko P –
poprawił ją George. – Czyli „powyżej oczekiwań”. Zawsze uważałem, że ja, Fred i
Lee, za wszystko powinniśmy dostawać ten stopień, bo sam fakt, że pojawiliśmy
się na egzaminach, był powyżej oczekiwań.
Pierwszą osobą, która wybuchła śmiechem, byłam ja, a w
moje ślady poszli wszyscy, oprócz Hermiony, która mamrotała ciągle pod nosem.
Nagle dosiadła się do nas Lizzy. Ku mojemu zdziwieniu, zajęła miejsce obok
George’a. Chłopak był tak samo zaskoczony, co ja.
- Z czego się tak śmialiście?
– spytała, rozejrzała się po nas i gdy natrafiła wzrokiem na Weasley’a, z
którym ponad rok temu kradła nawzajem pocałunki, uśmiechnęła się lekko. George
odwzajemnił ten dyskretny, ale jakże znaczący gest.
- Więc po P jest Z, czyli
„zadowalający”. To ostatni stopień, przy którym się zdaje, tak? – spytała
Hermiona, nie odpuszczając tematu stopni.
- Tak – zgodził się Fred,
maczając kromkę chleba w zupie, po czym w całości włożył ją do buzi.
Przewróciłam oczami z uśmiechem. Tak dużo jadł, a nadal miał idealną sylwetkę!
- A potem jest N, czyli
„nędzny” – Ron uniósł ręce w geście triumfu. – i O, czyli „okropny”…
- A na końcu T – dodał
George.
- T? Jakie T? – Hermiona
wyglądała na bardzo zdziwioną. – Jest jeszcze coś gorszego od O?
- Oczywiście, że jest! –
zaśmiał się rudzielec, który siedział lamię w ramię z Lizzy. – T oznacza
‘trolla”!
Przy naszej części stołu wybuchły śmiechy. Miałam pewne
wątpliwości do tego, czy George mówił prawdę. A tak w ogóle, to wybitny,
zadowalający, nędzny czy troll? W mugolskiej szkole to nie do pomyślenia! Będę
musiała się nieźle przestawić na to kryterium oceniania.
- Czy panna Dolores była
już u was na wizytacji? – spytał Fred, udając śmiertelną powagę.
- Nie – odpowiedziałam i
na wzmiankę o Umbridge, uśmiech w szybkim tempie zniknął z mojej twarzy. – A do
was zawitała?
- Tak, tuż przed drugim
śniadaniem – odrzekł George. – Na zaklęciach.
- I jak było? – spytałam
równocześnie z Harrym, Hermioną, Lizzy i Ronem. Wszyscy mieliśmy lekko
przestraszone miny. Bliźniacy budowali nieznośne napięcie, jak przed
ogłoszeniem jakiejś okropnej wiadomości. Prawie wyszłam z siebie, kiedy Fred
tylko wzruszył beztrosko ramionami.
- Nie tak źle – odparł. –
Umbridge schowała się w kącie i robiła notatki… Znacie Flitwicka, traktował ją
przemiło, jak gościa i w ogóle się nią nie przejmował. Sama Landryna wiele nie
mówiła. Wypytywała Alicję, co sądzi o lekcjach i inne takie.
- Nie wyobrażam sobie,
żeby można było przyczepić się do naszego kochanego Flitwicka – dopowiedział
George. – U niego przeważnie wszyscy zawsze zdają.
Nim się obejrzeliśmy, zadzwonił dzwonek, informując
wszystkich uczniów, że czas iść na kolejną, dla jednych przyjemną, a dla
drugich przeciwnie, lekcję. Ja nawet cieszyłam się z kolejnej godziny zajęć.
Miałam wróżbiarstwo, na którym siedzę z Lizzy, a profesor Trelawney niezbyt
przejmuje się tym, co robią jej podopieczni. Ważne, żeby byli w klasie i
wpisywali do notatników kolejne wyimaginowane sny i ich, jakże głębokie,
znaczenie.
Będąc już w klasie
profesorki, która jak zwykle była opatulona wszelkiego rodzaju szalami, we
włosy wplecione miała kolorowe koraliki, na nosie oparte na małych skrzydełkach
okulary, z dużymi, grubymi i okrągłymi szkłami w drewnianych oprawkach, a z jej
szyi zwisały przeróżnych rozmiarów medaliony i paciorki, usiadłam na swoim
miejscu w najciemniejszym kąciku Sali i zajęłam się wyjmowaniem mojego
dziennika snów . Opuszkami palców przejechałam po jego okładce, która była zrobiona z niezwykle
gładkiej, niebieskiej i lekko świecącej tkaniny. Podejrzewam, że był to jeden z
rodzajów czarodziejskiego jedwabiu, który ściemniał się wraz z porą dnia.
Hermiona mi kiedyś opowiadała o tym materiale. Bardzo fajna sprawa, szczególnie,
kiedy chce się iść na całodniowe bankiety. Co godzinę wyglądałoby się inaczej!
- Merlinie, nie… - z
rozmyślań o ubraniach wyrwał mnie cichy jęk Lizzy. Podniosłam głowę i
zobaczyłam to, co było najmniej pożądanym widokiem dla Wszystkich uczniów
Hogwartu. Profesor Dolores Jane Umbridge, Ropucha i postrach Szkoły Magii i
Czarodziejstwa.
- Dzień dobry, pani
profesor Trelawney – zaświergotała różowa Landrynka, uśmiechając się tak, że
było jej widać wszystkie, starannie wypolerowane szczoteczką zęby. – Mam nadzieję, że otrzymała pani moją notkę
o dacie i godzinie wizytacji?
Kobieta Jasnowidz w odpowiedzi kiwnęła lekko głową i z
kwaśną miną odwróciła się od Umbridge, aby dalej rozdawać Senniki. Ta jednak się nie przejęła złym nastawieniem wróżbitki,
tylko chwyciła za miękki fotel, przeciągnęła go za stolik profesor Trelawney,
ustawiła go i usiadła. Chwilę potem porwała w szpony swoją kwiecistą torebkę,
wyciągnęła z niej różowiutką podkładkę z przyczepionymi kartkami i spojrzeniem
rasowego krytyka otaksowała wzrokiem Sybillę Trelawney, czekając na rozpoczęcie
lekcji.
- Dzisiaj ponownie
zajmiemy się snami proroczymi – oznajmiła nieco drżącym głosem kobieta w okrągłych okularach. Widać
było, że za wszelką cenę chce zachować spokój i nie dać po sobie poznać, że się
denerwuje. – Dobierzcie się w pary i za pomocą Sennika, zinterpretujcie nawzajem swoje ostatnie sny.
Wszyscy uczniowie pokiwali grzecznie głowami i zaczęli
wykonywać polecenie nauczycielki.
- Zaczynaj – powiedziałam
do Lizzy, która bawiła się swoim brązowym piórem.
- Okej… Ostatnio śniło mi
się, że lecę na miotle, dotykam lekko chmur, wiatr rozwiewa mi włosy, z moich
oczu leją się łzy szczęścia – mówiła rozmarzonym głosem. Wydawała się wtedy
taka nieobecna. Nagle jej twarz zmieniła się zupełnie. Wzrok błądził gdzieś po
ścianach, a na ustach nie widniał uśmiech. – Zaraz potem tracę panowanie nad wszystkim
i spadam. Krzyczę przeraźliwie, ale nikogo nie ma obok mnie, próbuję wyjąć
różdżkę z kieszeni, ale nie potrafię tego zrobić i budzę się, gdy od ziemi
dzielą mnie zaledwie dwa, może trzy metry – zakończyła z drżącym głosem. Nie
zrywając kontaktu wzrokowego z przyjaciółką, otworzyłam podręcznik do
odczytywania snów na słowie „lot”.
- Możesz być spokojna –
posłałam Lizzy szczery uśmiech. – To latanie oznacza, że będziesz szczęśliwa i
wolna, natomiast druga część… - przewróciłam kartki na słowo „spadanie”. –
Stanie się coś bardzo niespodziewanego, co wybije cię z rytmu i będziesz tym
wstrząśnięta.
- Fajnie wiedzieć, że
czeka mnie coś paskudnego – powiedziała z udawanym entuzjazmem niebieskooka. –
Twoja kolej. Opowiedz mi swój koszmar, najlepszą rzecz, która ci się
przytrafiła na jawie, czy co tam chcesz!
- Dobra, otóż przez ten
tydzień miałam praktycznie tylko jeden sen, który powtarza się co noc… – zaczęłam beztrosko, gdy nagle sobie
przypomniałam, o czym miałam chwilę później powiedzieć. Tam występuje Malfoy!
Na samą myśl o nim przeszedł mnie leciutki dreszcz. Wzięłam głęboki oddech. –
Zanim go opowiem obiecaj na wszystko, że nie będziesz się śmiała, ani nikomu
nie wygadasz – powiedziałam stanowczym tonem. Elizabeth wyprostowała się,
zrobiła poważną minę i złożyła dłonie na przegubie.
- Przysięgam – rzekła i
skinęła niemalże niezauważalnie głową. Widok takiej Lizzy wywołał u mnie mały
napad śmiechu. Gdy się ogarnęłam, zaczęłam mówić.
- Otóż budzę się na
polanie, prawdopodobnie leży ona w Zakazanym Lesie. Wokół mnie rosną fioletowe
kwiaty… - tak rozpoczęłam opowiadać. Potem doszłam do Malfoy’a, uścisku, Toma,
Harry’ego i na końcu do czarnych postaci. Lizzy otworzyła usta, które przyjęły
kształt litery „O” i szybko wertowała kartki podręcznika do wróżbiarstwa.
- No cóż… Przebudzenie
się, wynika z tego, że coś stanie się niespodziewanie, las, pragnienie doznań
miłosnych, potem Malfoy… Dopowiedz sobie sama. Następnie Tom i Harry… To też
sobie dopowiedz – to ostatnie wywołało u niej złośliwy uśmieszek, a ja zrobiłam
się na twarzy różowa jak piwonia. – Ludzie w czerni to strach, a fioletowe
kwiaty… Au!
- Co? – przez moje oczy
przemknął cień przerażenia. – Lizzy, co jest?
- „Fioletowe kwiaty są
oznaką tego, że śniące się wydarzenie, może mieć miejsce w życiu rzeczywistym w
nieuniknionej przyszłości. Tylko niektóre z elementów mogą ulec zmianie.” –
zacytowała i zamknęła Sennik z
głośnym huknięciem, co spowodowało, że Umbridge spojrzała na nią pogardliwie,
po czym zabrała się do rozmowy z profesor Trelawney. Razem z Elizabeth
umilkłyśmy, aby lepiej słyszeć głosy nauczycielek.
- Od jak dawna pracuje
pani na tym stanowisku? – spytała przesłodzonym głosem Ropucha.
- Prawie szesnaście lat –
oznajmiła wróżbitka, spoglądając na Umbridge spode łba i skrzyżowała ręce na
piersi.
- To długo… - Dolores
zapisała coś w swoim notatniku. – I mianował panią profesor Dumbledore?
- Tak – odpowiedziała
szybko Trelawney.
- I jest pani
praprawnuczką tej słynnej jasnowidzącej Kasandry Trelawney?
- Tak – profesorka
podniosła lekko głowę, a Umbridge znowu coś zapisała na kartce.
- Proszę mnie poprawić,
jeśli się mylę… Ale jest pani pierwszą osobą w rodzinie od czasów Kasandry,
która posiada zdolność jasnowidzenia, hm?
- Ten dar często nie
objawia się przez… trzy pokolenia.
Ropusze wargi Umbridge uniosły się w szerokim i paskudnym
uśmiechu. Teraz jeszcze bardziej przypominała żabę, niż zwykle. Przeniosłam
wzrok na stolik Harry’ego i Rona, którzy mieli miny, jakby zobaczyli coś
bardzo, ale to bardzo paskudnego.
- Oczywiście - z ust Landrynki wydobył się przesłodzony
głosik, a w jej notatniku pojawił się kolejny wpis. – Czy mogłaby mi pani coś
przepowiedzieć? – spojrzała pytająco na biedną i zakłopotaną profesor
Trelawney, która zdawała się nie wierzyć własnym uszom.
- Nie rozumiem –
wymamrotała, zaciskając palce na jednym z szalów.
- Chcę, aby
przepowiedziała mi pani przyszłość – powiedziała głośno i dobitnie Umbridge.
W klasie zapadła cisza. Jedyne, co dało się słyszeć, to
brzęczenie małej muchy, która próbowała się wydostać z klasy i lekko chrapliwy
oddech wróżbitki. Oczy wszystkich uczniów, skierowały się na dwie nauczycielki.
- Wewnętrzne oko nie
działa na zawołanie! – oświadczyła Trelawney oburzonym tonem, a jej paciorki
głośno zadzwoniły.
- Och, rozumiem… -
powiedziała z udawanym przejęciem Ropucha, kładąc rękę na piersi, po czym
zabrała się do pisania kolejnej notatki.
- Ale chwila… ja… ja… -
zawołała nagle profesor Trelawney, próbując zdobyć się na powagę. – Ja chyba
coś widzę… coś, co dotyczy PANI… Tak, coś wyczuwam… To jest mroczne… śmiertelnie
niebezpieczne… - wycelowała chudy i trzęsący się palec w Umbridge, która
uśmiechała się z politowaniem. – Obawiam się, że jest pani w niewyobrażalnym
zagrożeniu… - skończyła dramatycznym tonem.
- Słusznie – mruknęła
Dolores, skrobiąc coś na pergaminie. – Cóż, skoro to już wszystko, na co panią
stać… - wstała i odwróciła się od wróżbitki, która stała nieruchomo. W tej
chwili zrobiło mi się żal profesor Trelawney. Była może trochę nieogarnięta i
miała nierówno pod sufitem, ale jednak była miła i starała się jak najlepiej
prowadzić lekcje.
Nagle Umbridge niespodziewanie podeszła do stolika, przy
którym siedzieli Potter i Weasley. Chłopacy wytrzeszczyli na nią oczy, a ich
włosy stanęły lekko dęba. W głębi duszy dziękowałam Merlinowi, że nie podeszła
do mnie. Notatki moich były dość… chaotyczne.
- No więc? – zagadnęła
Harry’ego. – Proszę mi pokazać początek swojego dziennika snów.
Harry z pewnym oporem wręczył jej zeszyt, a ta zaczęła na
głos interpretować jego zapiski. Wszystkie, nawet te o jedzeniu owsianki,
zapowiadały nagłą i przedwczesną śmierć zielonookiego. Gdy zadzwonił dzwonek,
wszyscy rzucili się jak jeden mąż na drabinę wyjściową. Jednak dla mojej
gryfońskiej klasy kolejne dwie godziny zapowiadały się trochę nieciekawie,
albowiem nadszedł czas na obronę przed czarną magią z Dolores Umbridge.
- Matko, jak ja nienawidzę
tej Ropuchy! - warknęła Lizzy, kiedy odprowadzała mnie i chłopaków pod salę, a
sama szła potem na eliksiry. – Być takim paskudnym dla Trelawney! Chętnie
powyrywałabym kłaki tej różowiutkiej, grubej babie!
- Potrzebowałabyś
pomocnika? – spytał z ekscytacją Ron. – Bo wiesz, chętnie bym się przyłączył.
- Oczywiście, Ronald! –
powiedziała uradowana i przybiła piątkę z Weasley’em.
- Nie lepiej po prostu
dolać jej jakiegoś eliksiru do tych różowych herbatek, co ona je pije? - wymamrotał pod nosem Potter. Tylko ja to
usłyszałam, dlatego uśmiechnęłam się i klasnęłam w dłonie.
- To jest myśl, Harry! –
wzięłam przyjaciela pod ramię. – Jak zamierzasz to zrobić?
- Kiedy nie będzie
patrzyła… Trzeba ją czymś zająć, a potem przejść do konkretu – wyjawił ze
złośliwym uśmieszkiem.
- Mam pomysł! –
wykrzyknęła Lizzy. – Dzielimy się na grupy i robimy małe zawody, a mianowicie,
kto zrobi lepszy kawał Umbridge! – spojrzała na nas z wyczekiwaniem.
- Zgoda – oznajmił Potter
i jakoś bardziej się ożywił. – Zamawiam Evangeline!
- Biorę Weasley’a –
powiedziała zdecydowanym tonem Blue, w tym samym czasie, w którym Harry wybrał
mnie. Ron się zaczerwienił, a Lizzy rozczochrała mu włosy, śmiejąc się
przyjaźnie.
- Okej, ale kto sędziuje?
Bo przecież ktoś musi oceniać nasze kawały – spytał Ron. Ja od razu znałam
odpowiedź.
- Fred i George! –
zrobiłam wielkie oczy z podekscytowania. – Oni są mistrzami w tej dziedzinie.
Dzisiaj wieczorem z nimi pogadam, a jak się zgodzą, to ustalimy, która drużyna
i kiedy zaczyna.
Wszyscy pokręciliśmy głowami na potwierdzenie i
uścisnęliśmy sobie dłonie. Zapowiada się kilka miesięcy dobrej zabawy! W mojej
głowie pojawiały się coraz to nowe pomysły! A to wszystko przez jedną minutę,
bo dotarliśmy pod klasę i pożegnaliśmy się z Lizzy.
Nawet nie zorientowałam się, kiedy tak szybko minęły dwie
godziny obrony przed czarną magią. Całą pierwszą lekcję patrzałam na Umbridge,
a na mojej twarzy błąkał się lekki uśmieszek. Czeka ją bardzo, ale to bardzo
ciężki okres. Odpłata za to, jak traktuje innych uczniów i nauczycieli. I wtedy
właśnie, po rozpoczęciu kolejnej połowy zajęć, pomyślałam o Severusie i o tym,
jak na niego niesłusznie nawrzeszczałam i od razu zaczęły mną potrząsać wyrzuty
sumienia. Nie wiem, jak to się stało, ale nagle moje włosy z jaskrawego
odcienia niebieskiego, zrobiły się kruczoczarne. W tej chwili oprzytomniałam i
zauważyłam, że Umbridge rozmawia dość energicznie z Hermioną.
- Och, więc tak uważasz? –
powiedziała Ropucha i wyprostowała się. Nie wiedziałam, o co poszło, ale Miona
musiała nieźle wkurzyć profesorkę. – No cóż, obawiam się, że w tej klasie
obowiązuje opinia pana Slinkharda, a nie twoja, panno Granger.
- Ale… - zaczęła
brązowowłosa.
- Dość tego! – Umbridge
starała się być opanowana. – Panno Granger, dom Gryffindoru traci przez panią
pięć punktów.
- Za co? – spytał
pretensjonalnie Harry.
- Nie wtrącaj się –
wycedziła do niego przez zęby Hermiona.
- Za przerywanie mojej
lekcji bezsensownymi wypowiedziami – powiedziała melodyjnie nauczycielka. –
Jestem tutaj po to, aby nauczyć was obrony przed czarną magią, dzięki
zaakceptowanej przez ministerstwo metody. Wasi poprzedni nauczyciele mogli
pozwalać wam na więcej swobody, skoro żaden z nich… no może z wyjątkiem
profesora Quirrella, który przynajmniej ograniczał się do tematów odpowiednich
do waszego wieku… więc, skoro żaden z tych nauczycieli, nie otrzymałby
pozytywnej noty…
- Tak, Quirrel to był
wspaniały nauczyciel – powiedział głośno Harry, a jego głos odbijał się od
każdej ściany w pomieszczeniu. – Miał tylko jedną wadę. Z tyły głowy wystawał
mu Lord Voldemort.
Nastała zupełna cisza. Jeszcze większa, niż ta na
wróżbiarstwie. A potem Umbridge, przełykając przedtem głośno ślinę, odezwała
się nerwowym, lecz nadal słodkim głosem.
- Sądzę, że jeszcze jeden
tygodniowy szlaban dobrze ci zrobi, Potter.
Wychodząc z zajęć, Harry lekko się śmiał. Ani ja, ani
Ron, ani Hermiona, nie rozumieliśmy dlaczego. Kiedy spytałam Pottera, co
wprawiło go w taki dobry nastrój, on zaśmiał się jeszcze głośniej.
- Ta Umbridge myśli, że
jakimiś głupimi szlabanami da mi do zrozumienia, że to ja nie widziałem
Voldemorta! – pokręcił głową. – Zmieniając temat… Co z niebieskimi włosami?
- Taka mała zmiana… -
zakłopotałam się. Przecież nie powiem im, że myślałam o Mistrzu Eliksirów! –
Słuchajcie, spotkamy się na kolacji. Muszę coś załatwić – już miałam odchodzić,
ale Hermiona złapała mnie za rękę.
- Lucy, co ty chcesz
zrobić? – szepnęła mi do ucha.
- Snape. Muszę do niego
iść.
- Po co? – przyjaciółka
się zdziwiła.
- Chcę go przeprosić.
Pogadamy wieczorem w dormitorium – posłałam jej uśmiech, który ona odwzajemniła
i poszłam w stronę lochów. Miałam nadzieję, że jeszcze zastanę tam Severusa. Na
szczęście, kiedy dotarłam do klasy eliksirów, ostatni uczniowie opuszczali ją.
Po minucie weszłam do magicznego laboratorium. Snape gasił właśnie świece,
które stały na biurku.
- Cześć – przywitałam się.
Czarnowłosy odwrócił się do mnie i lekko westchnął.
- Jeśli znowu masz zamiar
krzyczeć, to radzę ci już wyjść – powiedział obojętnie, wracając do poprzedniej
czynności.
- Severus, ja… - zaczęłam,
a mój wzrok napotkał spojrzenie czarnych tęczówek Snape’a. – Ja chciałabym cię
przeprosić. Strasznie mi głupio, że tak na ciebie nakrzyczałam. Wiem, że nie
powinnam była tak reagować, ale po prostu… nie! Na to nie ma wyjaśnienia. To,
że wybuchłam, było totalnie nie na miejscu. Ja tak się darłam, a ty mi nawet
punktów nie odjąłeś. Nawet nie wiesz, jakie mam wyrzuty sumienia… Przepraszam.
Spuściłam głowę, a po chwili usłyszałam cichy chichot.
Severus Snape chichotał!
- Czy powiedziałam coś
śmiesznego? – spytałam lekko zbita z tropu.
- Jesteś najbardziej
zadziwiającą osobą, jaką kiedykolwiek przyszło mi poznać – oznajmił z
uśmiechem. – Jeszcze nikt nigdy mnie nie przeprosił za to, że na mnie
nakrzyczał.
- Fajnie być tą pierwszą –
uniosłam kciuki do góry.
- A co do punktów, to nie
odjąłem ich Gryffindorowi, bo, że tak powiem, bliżej nam do relacji znajomych,
niż nauczyciel-uczeń. Bardzo tego żałuję, ale cóż… Mogłem pomyśleć, zanim przyszło
mi zabawianie się twoim kosztem w kuchni, dwa miesiące temu.
Zamurowało mnie. Nie mogłam uwierzyć własnym uszom.
Severus właśnie przyznał, że jestem jego znajomą, a nie uczennicą. Już chciałam
coś powiedzieć, ale Snape był szybszy.
- Ładny kolor – powiedział.
Zrobiłam dziwną miną, a potem zorientowałam się, że mówi o włosach. – Tylko
czemu czarny?
- Właściwie to… - myślałam
o tobie przez godzinę na obronie przed czarną magią, a co? A tak naprawdę, to
tylko zaśmiałam się. – Nie wnikajmy.
Spojrzałam na zegar. Kolacja trwała już od dobrych pięciu
minut. Poczułam, jak burczy mi w brzuchu. Byłam tak bardzo głodna! Myśl o
kanapeczkach z serem, pomidorem i szczypiorkiem, przyprawiła mnie o gęsią
skórkę.
- Idziemy jeść? – spytałam
bez namysłu.
- Pewnie – usłyszałam w
odpowiedzi głos Snape’a.
W drodze na posiłek ani ja, ani Severus nie
powiedzieliśmy ani słowa. Trochę mnie zdziwiła jego postawa. Nagle zaakceptował
to, że nie mam zamiaru rezygnować z przywileju zwracania się do niego po
imieniu. No cóż, najwyraźniej pogodził się z tym.
Przed wejściem do Wielkiej
Sali zatrzymaliśmy się. Mężczyzna w czerni spojrzał na mnie kątem oka.
- Mam nadzieję, że nasza
wcześniejsza rozmowa i nasze relacje
pozostaną sekretem – powiedział i wypuścił powietrze z płuc.
- Przecież wiesz, że i tak
Granger się dowie – oznajmiłam, wpatrując się w drewniane drzwi.
- Czekają mnie ciężkie
lata – westchnął, po czym oboje się roześmialiśmy i weszliśmy do Sali, w której
byli już wszyscy uczniowie z nauczycielami. Widok chichrającego się Severusa
Snape’a, nieczułego Nietoperza, to niecodzienność, ale chichoczący Severus
Snape z uczennicą, to już skandal na miarę plotek Hogwartu!
*****
Witam was z nowym
rozdziałem! Jest o wiele dłuższy od poprzedniego. Jestem z niego zadowolona!
Mam nadzieję, że się podoba! :)
Dziękuję wam za ponad 21
tysięcy wyświetleń! Jesteście cudowni! <3
***
Kończąc, zapraszam na mój
nowy blog o bardzo nietypowym Dramione. Odchodzę od stereotypów i postanawiam,
że pokażę to wszystko inaczej!
Do następnego rozdziału!
Eveneth.
Świetny rozdział!
OdpowiedzUsuńNa Merlina, nareszcie się go doczekałam :D
Konkurs, kto zrobi większy kawał Umbridge... kiedy to przeczytałam to momentalnie się uśmiechnęłam, serio :)
Śmiejący się Snape? To do niego niepodobne :o
Jestem ciekawa czym nas jeszcze zadziwisz :)
Czekam na nn <3
A teraz lecę czytać twoje nietypowe Dramione :D
Pozdrawiam, życzę dużo weny i czasu na pisanie,
Catherine Grande
Heh, dziękuję <3
UsuńWspaniały rozdział :3 Sen rzeczywistością? O jejku. No to Malfoy będzie miał pole do popisu. Pomysł z kawałami, wręcz boski! Już się nie mogę ich doczekać. Do tego sprawa z Severusem... lubię go w Twoim blogu :3 Zobaczymy jakie plotki będą chodziły po Hogwarcie, po tym jak weszli razem do sali xD Życzę dużo weny i zapraszam do mnie,
OdpowiedzUsuńhttp://bring-me-to-life-dramione.blogspot.com/
Też lubię mojego Severuska c:
UsuńDziękuję i dzisiaj zaczynam u ciebie czytać! :*
Super.Te więzy pomiędzy Severusem, a naszą bohaterką. Cud, miód i czysta poezja :D
OdpowiedzUsuńTaki sen, który się ziści, taka zajebistość :3
Nic więcej. Samej weny życzę ;)
Dziękuję *o*
UsuńNie ma przecież za co. Masz talent do takich rzeczy to się ciesz :D
UsuńOjej :') <3
UsuńŚwietny rozdział :D chichoczący Snape ? :D :D to naprawdę dziwne ;) widzę, że się polubili z Lucy. Ciekawe co dalej :DD Już nie mogę się doczekać
OdpowiedzUsuńWeny życzę :***
~ Evenstar
Polubili się , polubili! :D
UsuńDziękuję <3
Zdecydowanie jedno z lepszych ff jakie miałam okazje czytać. Snape jest jedną z moich ulubionych postaci serii Harrego Pottera, nie przypomina on jednak Severusa, którego ty stworzyłaś - nie jest taki zimny i gderliwy ale myślę, że wyszło Ci to na plus :). Pokazałaś Mistrza Eliksirów od zupełnie innej strony, nie jest to co prawda ten sam złośliwy Snape, którego darzę ogromną sympatią ale mimo to zaczynam go lubić, zresztą nie tylko jego. Postacie, które tworzysz są tak wielowymiarowe, nie wydają się sztuczne, każda z nich ma wyjątkowy charakter. Całkiem przyjemnie czyta się szkolne perypetie Lucy, nie mogę się już doczekać tych kawałów, prawie mi żal tej Umbridge. Czytając komentarze z poprzednich rozdziałów zauważyłam, że wiele osób kibicuje Drucy, muszę przyznać, że to fajne połączenie, choć ja bardziej widzę Lucille z Harrym ;3
OdpowiedzUsuńBardzo mi miło czytać Twój komentarz! :)
UsuńChciałam pokazać Severusa od tej dobre, człowieczej strony. Oczywiście Snape pozostanie Snapem i złośliwości nie zabraknie. :D
Dziękuję :*
Mega mega mega mega!!!!! Aż brak słów. :)) Jak odzyskam mowę i czas to pewnie napiszę dłuższy komentarz, a teraz życzę weny i ściskam. ^^
OdpowiedzUsuń~Lady Tempest
P.S. Zaraz biorę się za czytanie prologu Dramione. :DDD
Jeju! Zabieram ludziom mowę! :o
UsuńDziękuję :*
Mam was wszystkich gdzieś i... PIERWSZA <333
OdpowiedzUsuńTu będzie komentarz, skarbie!
Pozdrów Edzia i nie zabijaj mnie :*
Zgredzio
Taa pierwsza <3 Edzio też pozdrawia :*
UsuńMatko Boska... jak to nie skomentowałam?! Skandal, przez duże L :c No to biorę się za komentowanie...
UsuńJEBŁAM. Nie wstaję, zbierajcie mnie z ziemi. Ja pierdzielę... Te teksty mojej Lucy były świetne! Nie no... Haahaahahaahahahahaha <3 Kocham, kocham, kocham! <3
Przeprosiła Seva *0* Ja jebie... tego to się nie spodziewałam :3 I on już ją lubi i do tego się uśmiecha! Ja jebie <3
Jak ja nie znoszę Umbridge! Głupia, różowa ROPUCHA! Ja pierdolę... Kiedyś ją zabiję. Ooo! Już wiem jak! Kilka mocnych Cruciastusów. Nadcięcie tętnicy, wyprucie flaków. Nadal będzie żyła, bo rzucę na nią zaklęcie. Wezmę tępy nóż i porozcinam jej rękę na kawałki, bardzo proste kawałki. Następnie wyrwę oczy i zerwę z niej całą skórę i powyrywam każdą część ciała na kawałki. To wszystko robiłam, nucąc sobie piosenkę "Don't worry, be happy!". <3
Hahahahahahahaha <3 Kocham ten rozdział *0*
Dziękuję za te rozmowy na fejsie :*
3maj się :*
Pozdro :*
Miłych wakacji :*
Kocham :*
Spowiednik-KsiądZgredek
Kochana ty moja <3
UsuńDZIĘKUJĘ! A te rozmowy mi się bardzo przydają :*
Ciekawe co wymyślą na pułapkę dla Umbridge xD
OdpowiedzUsuńSeverus Snape :O xD :D
Snape Snape SEVERUS Snape... DUMBLEDORE! :D
UsuńOMG ! zakochałam się w tym opowiadaniu !
OdpowiedzUsuńjuż nie moge doczekać się kolejnego rozdziału :D
OMG! Jak się cieszę! *o*
UsuńKolejny świetny rozdział - myślę , że to wystarczy :D
OdpowiedzUsuńWiktoria ♥
Dziękuję :') ♥
UsuńŚwietny rozdział :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa jak się skończy konkurs na ten kawał i co wpadnie im do głów!
Chichoczący Snape?:O
Ciekawe, czy ten sen na prawdę się spełni!
Czekam na kolejny! :D
Pozdrawiam :3
PS. Zapraszam do ciebie :)
http://you-were-my-backbone.blogspot.com/
http://our-time-is-short.blogspot.com/
Tak, chichoczący! Uwielbiam, kiedy chichocze! :D
UsuńDziękuję i muszę nadrobić u ciebie! *-*
Dobre zboże, jedenasta. Z dnia na dzień moje lenistwo jest coraz gorsze D:
OdpowiedzUsuńDobre zboże XD padłam XD
UsuńRozdział bardzo, a to baaardzo mi się podoba. Harry tutaj wydaje się taki... inny... niecodzienny! Gdy próbuję go sobie wyobrazić, gdy tak chichocze, śmieje się albo zakłada, to aż mi włosy na karku stają. Takie nie do wyobrażenia. No, ale jednak można, c'nie? Gorzej już z Severusem. Nagle miałam takie dziwne wyobrażenie. Było sobie na FB i trafiłam na Sevmione i dziwnym sposobem wyobraziłam sobie Lucy z Severusem. Chichoczący z nią, śmiejący, na Ty, lubiący ją... Takie bardzo dziwne zachowanie D: Nie mów mi tylko, że masz plany co do nich, bo ja mówię nie! Ja cem Drucy albo Toma i Lucy D:
UsuńPozdrawiam cieplutko,
Lilcza :3
Możesz spać spokojnie. Nic nie planuję pomiędzy Lucy i Severusem, bo uważam takie pedofilskie związki za coś chorego. XD
UsuńDziękuję <3
To było PIĘKNE!!!!!!!!!!!!!!!!
OdpowiedzUsuń1.Jestem ciekawa co z tym snem... spełni się czy nie...
2.Snape chichocze?!?!?!?!?!?!?!?!?! czemu nie xD
3.To że rozdziału nie będzie tak długo nie przeszkadza bo:
-są świetne i warto czekać
-jadę na obóz więc i tak mnie nie będzie xD
<3
Oj, dziękuję! ;*
UsuńŚwietne! Świetne! I jeszcze raz świetne! :D Dlaczego? Dlaczego? Dlaczego nie ma dalej? :( Jestem Twoją fanką, genialne opowiadanie!!!! <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ;*
http://miloscnieznalitosci.blogspot.com/
Gratuluję!
OdpowiedzUsuńTwój blog został nominowany do The Versatile Blogger Award :)
Informacje znajdziesz na moim blogu http://youaremyhorcrux.blogspot.com/
Wow, dzięki! :*
UsuńŚwietny rozdział! Na początku trochę za dużo z książki, ale potem po prostu IDEALNIE!! Twój pomysł z konkursem kawałów.. Nie mogę się doczekać!! Genialnie! Na pewno tak super napiszesz, że nie będę przestać się śmiać! Szybko! :D Świetnie napisałaś interpretację snów. Naprawdę! Harry od razu wybrał do zadania Lucy. :D A Lizzy Rona, to co, już zapomniała o bliźniaku? Ale przecież dosiadła się do niego przy stole, aaa. :D Te wszystkie pytania bez odpowiedzi, szybko pisz, bo świetnie ci to wychodzi, a ja czekam. ^^
OdpowiedzUsuńNie zapomniała. Lizzy to mądra dziewczyna, w końcu z Ravenclawu jest, więc ma plan :D
UsuńDziękuję <3
Fajny rozdział, ale trochę nudny ;/
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że postarasz się przy następnym rozdziale! <3
I jestem za team'em Lizzy & Ron xD
Życzę weny! ;*
Szymuś, jak to? :c
UsuńPostaram się! <3
Świetny rozdział, nawiązanie do kanonu, jak najbardziej tu pasuje. Tylko ta wredna różowa ropucha... ONA JEST WSZĘDZIE! Ciekawi mnie jak się skończy ten konkurs, mam nadzieję, że nieźle jej dopieką. ;D
OdpowiedzUsuńCoś mi się wydaje, że sen Lucy będzie miał jakiś wpływ na jej życie...
Chichrający się Snape? o.o Coś niebywałego, niewyobrażalnego! To on potrafi się śmiać? :D W umiarkowany sposób ukazałaś jego pogodną stronę, nie przesadziłaś, wręcz udało ci się nie "przesłodzić" postać Severusa, za to wielki plus. :)
Pozdrawiam i życzę miłych wakacji. :)
Zapraszam także do siebie.
http://history-of-lily-evans.blogspot.com
Hm.. Nie to, że sobie schlebiam, ale... Też lubię mojego Severusa :') XD
UsuńDziękuję <3
Extra! Zyskałaś nową, stałą czytelniczkę! Lizzy jest fajniutka, ale ja bym chciała żeby Miona była z Ronem, ale twój blog, Ty rządzisz :D Hah, chichoczący Snape? Będą ploteczki, oj będą ploteczki! Może się nawet Rita do tego przywiąże?
OdpowiedzUsuńWeny :*
Wikkusia
Nowa czytelniczka! Tak wiele to dla mnie znaczy! :')
UsuńDziękuję, Wikkusiu! :*
Super rozdział. Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńDziękuję xx
UsuńJak ty bosko piszesz :o Cudownie... Nie jestem na bieżąco z historią, która toczy się na Twoim blogu , ale coś czuję, że będę musiała to zmienić. Mam tylko nadzieję, że Hermiona będzie z Draconem, bo uwielbiam Dramione <3 No i jeszcze kilka słów o samym wyglądzie bloga: śliczny i delikatny... wprost idealny. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział i dodaję się do obserwowanych :)
OdpowiedzUsuńW wolnej chwili gdybyś miała ochotę zapraszam do mnie:
http://hogwart-naszymi-oczami.blogspot.com
Gorąco pozdrawiam i życzę weny ww dalszym pisaniu
~ Rose ~
Dramione? Zapraszam na mojego drugiego bloga :D
UsuńDziękuję i oczywiście, że zajrzę do Ciebie. <3
Nominowałam Cię do The Versatile Blogger Award.
OdpowiedzUsuńOczywiście jeśli nie bierzesz w tym udziału to nie musisz publikować posta o tej nominacji. C:
http://history-of-lily-evans.blogspot.com
Kolejne Versatile! Dziękuję <3
UsuńJak mogłam nie być pierwsza? :c A... Już wiem. Nie miałam na wakacjach Internetu... :/
OdpowiedzUsuńW z elisirów u Snape'a?! Szaleństwo :D
Jest coś gorszego od "T"?! Tak! Mugolskie oceny... Zwłaszcza jedynki XD Już ja w Hogwarcie wolę dostać T, niż w mugolskiej szkole 6 XD
PRZEPRASZA SEVA? :O ŁOHO!
SEV SIĘ ŚMIEJE, no nie wierzę XDXDXD
SUPER ROZDZIAŁ <3
lumossssssss! :*
SEV NAJLEPSZY <3
UsuńDziękuję x
Kiedy kolejny ?!
OdpowiedzUsuńZa kilka dni ;)
UsuńTwoja opowieść mnie zabija! Mam już trzech potencjalnych chłopaków dla Lucy: Draco'na, Harry'ego i Freda! Nie umiem się zdecydować :( Ale tak serio to super blog :)
OdpowiedzUsuńZoe
Niezły tok myślenia! Dziękuję <3
UsuńReklamy w zakładce SPAMOWNIK! :)
OdpowiedzUsuńDO SPAMOWNIKA :)
OdpowiedzUsuńZostałaś nominowana do Liebster Award ;* Szczegóły na moim blogu: http://miloscnieznalitosci.blogspot.com/ <3
OdpowiedzUsuńWitam, ten świetny blog został przeze mnie nominowany do Liebster Blog Award. Szczegóły w google, reszta na moim blogu: http://niepytajitakniezrozumiesz.blogspot.com/. :)
OdpowiedzUsuńKiedy następny rozdział?? :3
OdpowiedzUsuńNo właśnie, kiedy? :* Bo ja tu czekam i czekam, a go nie ma i nie ma .. :(
OdpowiedzUsuń2 miesiące .. :c
OdpowiedzUsuńKocham. Uwielbiam sorry za spam. Czekam z utęsknieniem. Dzięki twojej krytyce mój styl pisania lekko poprawił się. Nietoperzyna taki wyrozumiały xd. Wyobrażam sobiw miny uczniów widzących go w dovrym humorze. NEXT CHCE NEXTA :)
OdpowiedzUsuń